IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: * jericho * :: Redwood :: Fangtasia :: Parter Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
(17 listopad 2023) Alan x Barnabas
Alan Liddel
Alan Liddel
Dzielnica : Centrum
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Pięć dni wcześniej - 13.11.23

Na tyły budynku kasyna podjechał spory samochód dostawczy, którego kierowca dłuższą chwilę dyskutował ze strażnikiem, że musi wjechać i odstawić paczkę, bo gonią go terminy, a ma solidny pakunek do zrzucenia z paki. Nikt niestety nie był wzruszony jego pospieszeniami, ponieważ nie posiadał przesyłki, którą ktokolwiek mógłby zamówić. Dlatego był zmuszony cierpliwie czekać.
Strażnik musiał zadzwonić do recepcji. Recepcja do asystenta. A asystent do menadżera. Kiedy menadżer wyraził zgodę asystent zadzwonił z powrotem do recepcji, a recepcja do strażnika.
Piętnaście minut całej operacji przysporzyło kurierowi zawrotów głowy i salwę zimnego potu lejącego się po szerokich plecach, przez które miał ochotę wypchnąć paczkę bez widłaka przed ich drzwi i skazać ważniaków z bogatej dzielnicy na męczenie się z tą kupą absurdalnie ciężkiego gruzu. Powstrzymywało go tylko jej ubezpieczenie, które przekraczało jego roczny dochód oraz idące wraz z nim wciąż wyraźne wspomnienie jego rozmowy z przełożonym z dzisiejszego poranka, w którym usłyszał w bardziej profesjonalnych słowach, iż ma traktować tę przesyłkę jak swoje pierworodne dziecko zaraz po urodzeniu oraz jeśli cokolwiek się jej stanie, to pracodawca zrobi sobie brelok do kluczy z jego moszny.
Dlatego dostawczak grzecznie zacumował przy szerokich drzwiach przygotowanych na dostawy i miękko osiadł najniżej jak się dało, po czym wysuną jęzor, po którym gładko zjechał widłak z obitą drewnem przesyłką, szeroką i wysoką na około półtora metra.

Sporo ludzi wciągnięto w logistyczne dostarczenie jej na najwyższe piętro, zupełnie jakby przejechanie każdego kolejnego oczka na windzie wymagało glejtu i kolejnych pozwoleń. W końcu jednak widłak mało elegancko wsunął się na wypucowane podłogi strefy biurowej, gdzie nie kręcili się już goście i gładko przejechał do końca korytarza, pod czujnym i trochę niezadowolonym spojrzeniem asystenta.
Nikt nie lubił ważących kilkaset kilogramów niespodziewanych prezentów.
Kurier uspokoił się i wyraźnie odprężył dopiero wtedy, kiedy poinstruowany zaparkował przesyłkę we wskazanym przez właściciela miejscu i odebrał jego podpis na potwierdzeniu. Po tym skłonił się grzecznie, zebrał swój zabawny samochodzik z zębami i udał się z powrotem do tej piekielnej windy.

Na paczce znajdował się tylko adres dostawy, żadnego podpisu, żadnego nadawcy… Tajemnicze grube drewno otulało ze wszystkich stron milczącą i ciężką zawartość, i trzeba było albo łomu albo silnej wampirzej ręki, która pomogłaby gwoździom obluzować się i odczepić od siebie wszystkie ściany.
Ale kiedy się już udało nowy właściciel tego kukułczego jaja mógł spojrzeć samemu sobie w twarz – choć ten magiczny obraz zatrzymał jego oblicze uchwycone ponad setkę lat temu i wtłoczył je w zimny jak jego własna skóra połyskujący marmur. Skala była niemal 1:1. Barnabas Mora, cały w perłowej bieli siedział przy stoliku, a jego wzrok utkwiony był gdzieś we wnętrzu dawno już nieistniejącego Londyńskiego baru, zadymionego od zapachu jego ukochanych cygar. Jego twarz lekko odchylona wsparta była na dłoni, na której dało się dojrzeć nawet lekko wystające żyły pełne martwej, choć wciąż płynącej nimi krwi. Wydawał się rozluźniony i czymś zainteresowany, choć bardzo ciężko było zgadnąć co sobie wtedy myślał. Jego nogi ugięte w kolanach i skrzyżowane w kostkach pod jego krzesłem opierały się eleganckim, teraz już staromodnym butem o drewniane podłogi lepiące się od rozlanych już tego dnia drinków. Jego druga dłoń opadła na porysowany i obrobiony blat stolika, tuż obok szklanki z nietkniętą zawartością, w której kostki lodu już niemal całkowicie się rozpuściły. Nieco dalej stała kwadratowa popielnica z szerokimi żłobieniami, w której leżała resztka cygara i niewielkie kupki wypalonego tytoniu. Ale poza nią było tam coś jeszcze:
Papierośnica, której nie dało się podnieść przygniatała lekko część marmuru ukształtowaną rękami mistrza tak, by do złudzenia przypominała kartkę papieru niedbale wyrwaną z notesu. A ta nie była pusta. Trzeba było zajrzeć siedzącemu Barnabasowi przez ramię, by odczytać zastygłe na niej, wręcz fizycznie boleśnie znajome pismo:

”Może tym razem wypijesz ze mną drinka?

Piątek, Fangtasia, Zębata Loża
22:00”



_________________________________
Opis miejsca:

Około dziewięcioosobowa loża na planie kwadratu. Trzy ściany obstawiają i w pełni zajmują kanapy z burgundowej skóry, których pikowane oparcia są ozdobione pinezkami. Kształt mebli do złudzenia przypomina rozwarte wargi, a zamiast podłokietników po obu stronach znajdują się drewniane wykończenia w kształcie wystających spod oparcia kłów, wybielone tak mocno, że pod odpowiednim światłem wydostającym z sali tanecznej zdają się wręcz świecić. Po środku wygodnie ustawiony jest niski, czarny stolik, na którego środku wykonano zdobienie z kleju epoksydowego – wygląda ono tak, jakby mebel uprzednio przełamano na pół i wydłubano część jego wnętrza, po czym ozdobiono go czerwonymi LEDami i na koniec zalano klejem, sprawiając, że włączone wygląda jakby wewnątrz kipiała magma. Ściany za kanapami były przysłonięte ciężkimi, czerwonymi kotarami, z czego jedną dało się zasunąć tak, by w całości odciąć lożę od reszty sali.
Z sufitu, który ozdobiono sztucznym bluszczem zwieszał się ciężko miedziany i obrośnięty plastikowymi listkami żyrandol o sześciu ramionach, na którego końcach wkręcono sztuczne świeczki dające mdłe, lekko złotawe światło, tak by nie generować niepotrzebnego zagrożenia pożarowego.


_________________________________

Powiedzieć, że się denerwował, to jak nic nie powiedzieć.
Miesiące spędzone nad dopieszczaniem i wydobywaniem z marmuru twarzy, w jaką chciał spojrzeć jawiło mu się obecnie jako mniej obciążające zajęcie niż faktyczna rozmowa z jej całkiem żywym właścicielem. ...oczywiście mówiąc metaforycznie, bo z życiem obaj już od dziesiątek lat nie mieli nic wspólnego.
Brakowało mu tej pewności siebie w podjęciu tej decyzji, jaką miał kiedy zrywał kontakty z europejskimi familiantami, pakował się, wszystko sprzedawał i jak bohaterka tanich komedii romantycznych wyjeżdżał za ocean, słysząc mrzonki o Amerykańskim śnie. Choć nie o nowe perspektywy mu chodziło, kiedy lądował na całkiem obcej sobie ziemi, ale właśnie o powiew nostalgii i „starych czasów”, które dawno już stracone wiązały się z jedynym wciąż chodzącym po tym padole reliktem dawnego życia. Więź, choć na początku niespecjalnie w nią wierzył, poprowadziła go bezbłędnie do miasteczka po zęby wypełnionego mieszanką kulturowo-paranormalną i osadziła w całkowicie nowych realiach. Zmusiła do wynajęcia apartamentu na poddaszu kamienicy i pracowni w centrum, w której mógł przekuwać swój diaboliczny plan w realność. Całkiem dosłownie.
Ale… Odetchnął. Cel dawał mu więcej siły, której ostatnimi laty bardzo mu brakowało, więc nawet jeśli w piątkowy wieczór już trzeci raz przebierał się w kolejny zestaw kupionych na takie okazje ubrań, niepocieszony i wciąż z niedosmakiem, czuł przerażającą go do głębi ekscytacje.
A to było dla niego coś bardzo nowego.
Ostatecznie padło na coś, co nie będzie tak donośnie krzyczało o jego desperacji. Czarny golf i ciemne, eleganckie spodnie uprasowane przez tego pedanta w kancik. Do tego eleganckie, wypastowane buty, a na zimowy chłód – gruby biszkoptowy płaszcz sięgający kolan, przez który czuł się trochę jak zmarznięty detektyw z filmów noir. Dodatkami były szerokie na centymetr płaskie pierścionki z białego złota, które wsunął na cztery palce prawej dłoni, a które po kolei połączone były dłuższymi, ale drobnymi łańcuszkami. Na golfie za to, dookoła jego szyi swobodnie owinięte były perły, które ostatnio wkupiły się w łaski męskiej mody i mocno mu się podobały.

Pojawił się w klubie chwile po 21:00, żeby móc walczyć z nerwami gdzieś indziej niż w domu. Grzecznie zostawił płaszcz w szatni, a przy barze zamówił cierpko-kwaśnego drinka, którego nie zamierzał nawet tknąć, ale nie chciał siedzieć przy pustym stoliku. Zasiadł w zarezerwowanej na tę okazję loży i kilka razy musiał uprzejmie zbyć zaczepiającą go kelnerkę dopytującą o jego zadowolenie i możliwość domówienia czegoś jeszcze do swojego smutnego miodowo-żółtego kieliszka, zanim mógł się jako-tako odprężyć, siadając wygodnie w śliskiej kanapie, opierając potylicę o szczyt jej oparcia i spoglądając na migocące sztucznym światłem równie sztuczne świeczki wetknięte w żyrandol.
Nerwowo bawił się jednym ze swoich pierścionków, którego łańcuszki łaskotały przyjemnie jego palce i zastanawiał się jak zacząć tę ciężką rozmowę.
Nie myślał jeszcze nad tym jak ta scena mogła przebiec, bo wolał nie nastawiać się absolutnie na nic. Rozpoczynając już chociażby od tego, że Barnabas rozpatrzy samo pojawienie się w tym miejscu.
(17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Sob Mar 30, 2024 12:33 am
Powrót do góry Go down
Barnabas Mulberry
Barnabas Mulberry
Dzielnica : Acadia
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

5 dni temu...

Im był starszy tym bardziej stwierdzał, że nie potrzebuje jakiegokolwiek snu. Dlatego niejednokrotnie w swoim odpowiednio zabezpieczonym przed promieniami słonecznymi biurze, przesiadywał od rana do wieczora. Zapas cygar był regularnie uzupełniany przez familiantów, którzy również tworzyli jego oczy i uszy w całym tym przybytku. Czasem wpadał Salvestre wraz z Domingo, niby sprawdzając go... Mieli farta, że Marilena wybrała sobie ich na ulubieńców, inaczej potraktowałby ich dość surowo, aby wyznaczyć granicę. W końcu również jest potomkiem Pani Chmary, co prawda spoczywającej od ponad dwudziestu lat pod posiadłością Chmary, ale... Nadal.
Jeden z familiantów zaalarmował, że przyszła do niego nieznana przesyłka. Nie przypominał sobie, aby zamawiał cokolwiek, dlatego praktycznie od razu nakazał zakaz wejścia na teren dla kuriera. Niestety kierowca nie dawał za wygraną, a po którejś z rzędu sprzeczce Barnabas ustąpił.
Przywieziono mu do biura sporych rozmiarów przesyłkę. Musiał jeszcze pokwitować, oczywiście w międzyczasie próbował wyczuć intencje kuriera. Był zwyczajnym szaraczkiem, który chyba nawet nie do końca wiedział, co to za przybytek... Dlatego puścił go wolno, zostając sam na sam z przesyłką obitą grubym drewnem. Okrążył ją spokojnie, doszukując się jakiegoś szczegółu, niczym drapieżnik droczący się ze swoją ofiarą. Kiedy nie wyczuł nic podejrzanego to zabrał się za otwieranie.
Kiedy drewniane okowy opadły... Spojrzał na samego siebie, momentalnie zamierając niczym ta rzeźba z marmuru. Wtedy już doskonale wiedział od kogo może być ta przesyłka... Czyli przeczucie go nie myliło? Obecnie już słaba więź krwi dawała o sobie znać od kilku dni, wprowadzając Mulberrego w niepokój. Dałby słowo, że jego martwe serce zaczęło bić nieco szybciej, a oddech automatycznie przyspieszył. Jednocześnie powróciły bolesne wspomnienia, chociaż chwila uwieczniona w rzeźbie była słodka, nawet odrobinę beztroska.
Przejechał ostrożnie palcami po śliskim marmurze, uchwycił go idealnie. Barnabas czuł się, jakby spoglądał w lustro. Londyn, piękny i elegancki, jak i zarówno niesamowicie mroczny. Lubił tamtejsze pogawędki w pubach, towarzystwo dżentelmenów oraz... Jego. Dyskomfort w krtanii przypomniał mu o tym, jaki był słaby... Ze względu na durne ludzkie uczucia nie potrafił go ostatecznie ukarać za przewinienia i... Odszedł.
Ponownie okrążył rzeźbę, podziwiając wszystkie szczegóły, jak chociażby idealnie wyrzeźbione żyły na jego ramieniu albo wgniecenia w materiale fraku. Wtedy dostrzegł kartkę, ponownie zamierając. Miał wrażenie, że czas się zatrzymał, a krew huczy mu w uszach. Przeczytał treść, jeszcze wtedy nie do końca wiedział czy się zgodzi, czy jest gotowy...


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Obecnie

Długo bił się sam ze sobą, czy powinien pojawić się na spotkaniu. Poniekąd obawiał się konfrontacji, narastał w nim coraz większy gniew. Gdyby wtedy nie był słaby, może udałoby mu się przywołać go do porządku, stłamsić... Nie chciał tego, nie mógł. Ostatecznie postanowił, że pojawi się punktualnie w klubie. Dwie godziny przed już był gotowy, dlatego przetransportował się jeszcze do biura... Miał wrażenie, że czas biegnie wolniej niż przez to prawie trzysta pięćdziesiąt lat, które miał na karku. Ubrał się w czarną koszulę, garniturowe spodnie w tym samym kolorze oraz marynarkę, pasującą do reszty. Oczywiście skrojona była idealnie na niego, cenił sobie elegancję. Narzucił na siebie jeszcze czarny, długi płaszcz z wysokim kołnierzem. Na palcu serdecznym prawej dłoni miał założony rodowy sygnet z którym się od wieków nie rozstawał.
Im bliżej znajdował się wyznaczonego miejsca, tym bardziej narastała w nim wściekłość. Nie widział go ponad sto dwadzieścia lat, dlaczego akurat teraz, po co... Czy cokolwiek się zmieniło? Miał w głowie milion pytań, co irytowało go jeszcze bardziej. Cenił sobie spokój, szczególnie po tylu latach życia. Powoli wieczność go... Męczyła. Wszedł do klubu pewnym krokiem, kierując się do razu do znanej mu loży. Ten przybytek mógł być jego, ale Marilena wyznaczyła mu hotel oraz kasyno. Chwała jej za to, ponieważ nie miałby nerwów na wszystko, co tutaj niejednokrotnie się działo. Im bliżej loży, tym cięższe stawało się serce Barnabasa.
Stanął w progu zasłon, bezszelestnie. Wpatrywał się w dobrze znaną mu twarz... Którą jednocześnie nienawidził i... Nie potrafił tego wymówić nawet w myślach. Wściekłość malowała się na twarzy Barnabasa, a pięść jednej z dłoni zacisnęła się automatycznie.
- Wróciłeś. - odezwał się w końcu niskim tonem i jakby nagle za pomocą jakiegoś zaklęcia, jego rysy twarzy stały się miękkie. Wściekłość ustąpiła, robiąc miejsce tęsknocie.

@Alan Liddel

Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Sob Mar 30, 2024 11:17 am
Powrót do góry Go down
Alan Liddel
Alan Liddel
Dzielnica : Centrum
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Dawno nie czuł niczego takiego – nawet kiedyś zastanawiał się czy inne nocne dzieciaki też tak miały przy swoich Stwórcach czy było to wyjątkowe dla relacji jego i Barbanasa. Albowiem nie musiał Go widzieć, żeby wiedzieć, że fizycznie jest tuż obok.
Zawsze wtedy zimna jaszczurka stresu zbiegała po linii kręgosłupa w dół jego pleców, stawiając po drodze wszystkie najmniejsze włoski na sztorc, zupełnie jakby nagle jego  ciało ogarnął chłód bez żadnych rewelacji temperaturowych. Zmysły wyostrzały się, a źrenice kurczyły, sprawiając, że obraz na krótką chwilę robił się nieznośnie przesadzony w detalach (zwłaszcza w tak krzykliwym miejscu jak to), a w uszach piszczało jak w stanie na chwilę przed omdleniem. To była Siła. Przytłaczająca kontrola zmuszająca ciało do niepotrzebnego wysiłku i napięcia się jak przed spodziewanym atakiem. ...Choć czy jego ciało robiło to niepotrzebnie – tego miał się dowiedzieć dopiero za chwilę.
Tak musieli czuć się ludzie podczas burzy na chwilę przed porażeniem błyskawicą.
Odruchowo odsunął krawędź rękawa golfa, by sprawdzić czy faktycznie całe jego ramiona pokryła gęsia skóra i aż uśmiechnął się samym tylko grymasem widząc miniaturowe kropeczki, w jakie zbiła się jego jasna skóra na przedrameniu.

...Barnabas musiał być na niego niesamowicie wściekły.

Zdążył zakryć rękę z powrotem zanim cień opadł na niego, uwalniając go od padaczkowego widma stroboskopu, który atakował go rytmicznie co jakiś czas z przestrzeni do tańczenia. Z taką jasną i dziką poświatą elegancki menadżer hotelu i kasyna przez moment wyglądał tak jakby przyszedł osobiście odebrać swoje długi i tylko on miał z tego spotkania wrócić do domu cały i zdrowy. Tylko jego ton nie pasował do takiego scenariusza.
Kąciki ust Alana uniosły się w zawadiackim uśmiechu, który sięgnął jego jasnych, lekko zmrużonych oczu.
- Nigdy nie odszedłem – odbił, ale bez najmniejszego cienia wyrzutu. Dla zwykłej zabawy w słowne przepychanki.
Nie chciał w końcu wracać do przeszłości w tonie, jakby miał dawnemu Mistrzowi cokolwiek za złe – to szczerze mówiąc nie miał. Wiedział, że zasłużył na wszystko co go spotkało.
Prostując się na siedzisku pozwolił sobie przelotnie przesunąć spojrzeniem po ubraniach mężczyzny – nie było co się dziwić jego zaciekawieniu, ostatni raz kiedy się widzieli w modzie było dużo więcej niewygodnych warstw ubrań i dużo mniej uroczych dodatków. A tu Barnabas prezentował się oszczędniej, ale z równą elegancją – do pasji zakochaną w czerni.
Aż miał ochotę wyrwać się z bezczelnym pytaniem czy to specjalnie dla niego, ale właśnie teraz stąpał na tak cienkim lodzie, że najmniejszy wyskok mógł sprawić, że widzieliby się naprawdę ostatni raz.
Przesunął więc wypielęgnowaną dłonią po kanapie obok siebie, czysto symbolicznie.
- A ty przyszedłeś. Usiądź proszę, dzisiejszy wieczór jest w pełni na mój rachunek. Cieszę się, że wiadomość dotarła i mam nadzieje, że nie narobiła za dużo kłopotów. Nie mam pojęcia w jakich kolorach utrzymujesz swoje biuro, ale staromodny marmur zwykł pasować niemal do wszystkiego. Choć zrozumiem jeśli ze wściekłości zdekapitowałeś swoją podobiznę. – Zaśmiał się pod nosem.



@Barnabas Mulberry

_________________
I am a

GREAT MAN
and one day
.     .     .
if you are very lucky
I might even
be a
GOOD ONE
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pon Kwi 01, 2024 7:55 pm
Powrót do góry Go down
Barnabas Mulberry
Barnabas Mulberry
Dzielnica : Acadia
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Ich więź była słabsza ze względu na rozłąkę, jednak całe ciało Barnabasa doskonale wiedziało, że jego "potomek" jest w pobliżu. Mógłby słyszeć jego myśli, gdyby tylko ponownie zaczął pić krew Stwórcy, mógłby również nim stresować pod własne dyktando... Mimo wszystko nie chciał. Do końca się wahał czy w ogóle pojawić się na spotkaniu. Setki lat życia już męczyły Barnabasa, a Alan... Cóż, był czymś, co nadawało sens egzystencji, dodawało barw. Chociaż oczywiście głośno stary wampir tego nie przyzna. Jedyne czego potrzebował to spokoju, nie mieszał się w sprawy Salvestre i Domingo... Z jednej strony bolało go, że Marilena obrała sobie właśnie ich na decyzyjne osoby w Chmarze. Jednak on cenił sobie wolność, a oprócz kasyna oraz hotelu nic go tutaj nie trzymało. Mógł w każdej chwili odejść, ponownie błąkając się po świecie. Miał wrażenie, że już widział dosłownie wszystko i bywał w każdym możliwym miejscu na ziemi. Czy jest cokolwiek, co mogłoby go jeszcze zaskoczyć?
Jest, ponieważ tego spotkania nie spodziewał się w żadnych opracowywanym w myślach scenariuszu. Podejrzewał, że Liddel przez swoje występki został ukarany i dawno go nie ma już wśród dzieci nocy. Niesamowite, jak bardzo się pomylił. Ba, nawet nie spodziewał się, że chłopak jakkolwiek się zmienił. Gdyby nie ludzka ułomność... Zwyczajna tęsknota to przesłuchiwałby go już od progu, zakładając na wstępie, że sobie z nim pogrywa. Albo co gorsza, przyjechał, by go zgładzić. Był gotowy do bitwy... Dlatego rzucał gromami już od wejścia, jednak na jego widok ponownie zwyczajnie zmiękł. Niesamowite, jak bardzo dawał się ponieść ludzkiej ułomności. Mimo wszystko na pasku znajdował się nóż, który w razie podstępu okazałby się pomocny.
Pokiwał jedynie głową, nie odwracając od niego wzroku. Jakby chciał dostrzec jakieś zmiany w jego aparycji, chociaż to przecież niemożliwe ze względu na ich rasę. Podążał za modą, nosił się, jak współcześni młodzi mężczyźni. Mulberry nie potrafił się aż tak dopasować, niektórych rzeczy niestety nie przeskoczy pomimo doświadczenia. Nie mógł się wyzbyć w sobie naleciałości londyńskiego dżentelmena.
Obserwował każdy jego najdrobniejszy ruch, będąc przygotowanym na każdą ewentualność. Drżenie kącika ust w lekkim uśmiechu, również nie uszło uwadze Barnabasa. Zachowywał się, jak drapieżnik gotowy na ostatecznie starcie. Z drugiej strony mógłby przysiąc, że w uszach aż mu szumi od przyspieszonego rytmu serca.
-Zachowałem rzeźbę, doceniam piękno sztuki. - odezwał się dyplomatycznie, powoli siadając na kanapie, zachowując stosowną odległość od młodszego wampira. Podniósł jedynie dłoń, kiedy usłyszał, że dzisiejszy wieczór jest na jego koszt. Jakby gestem chciał powiedzieć - nie kłopocz się.
-Co Cię tu sprowadza? - zapytał, bez jakiegokolwiek owijania w bawełnę. Mógłby to zrobić o wiele bardziej bezczelnie, ale to nie w jego stylu.

@Alan Liddel
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pon Kwi 01, 2024 8:45 pm
Powrót do góry Go down
Alan Liddel
Alan Liddel
Dzielnica : Centrum
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Zwykle napięcie związane ze zbliżającym się Stwórcą miękło, kiedy ten już pojawiał się w zasięgu wzroku… A przynajmniej tak się działo te 120 lat temu, obecnie zesztywniały grzbiet i uda nie odpuszczały ani na chwilę, czyniąc rozluźnienie się wyjątkowo ciężkim do osiągnięcia. Alan wiedział, że to nie pokłosie tylko i wyłącznie odwyknięcia i długiej rozłąki, dosłownie był pewien, że jego dekapitacja jest obecnie bardziej prawdopodobna niż ta rzeźby. Zależało mu na złagodzeniu atmosfery, choć tak po prostu pokazywanie miękkiego brzucha nie było w jego stylu. Ani proszenie o wybaczenie jeszcze przed północą.
Odkleił na moment wzrok od Barnabasa, kiedy ten dołączał do niego w loży i sięgnął po swój kieliszek, w którym lód zupełnie się roztopił, rozrzedzając jedynie i tak oszczędnego w alkohol drinka. Trochę jak na modłę zwierzęcia chcąc mu tym drobnym ruchem pokazać, że sam nie czuje potrzeby czujnego śledzenia go wzrokiem. Mogło to być odebrane dwojako: albo jak przesadna pewność siebie i wiara w swoją niezniszczalność, albo jak… Ostateczne odpuszczenie i oddanie się woli Stwórcy bez kwestionowania ani powstrzymywania jego decyzji. W tej chwili było to zdecydowanie to drugie. Jeśli Liddelowi przyjdzie tego wieczoru umrzeć – to tak najwidoczniej miało być.
Zakołysał szkłem w swoich dłoniach i żółtawa ciesz zachybotała, zostawiając zacieki na wewnętrznej stronie półokrągłych ścianek.
- Cieszę się. Zadbałem, by była niemal niepowtarzalna, z marmuru z Carrary, z którego korzystał Michał Anioł tworząc Piete. – Uśmiechnął się do niego znad kieliszka. - Nie ścierpiałby, gdyby wyglądała jak posągi z ogródków niektórych mieszkańców z bogatych dzielnic.
Widział jak daleko od siebie siedzą i choć nie podejrzewałby ukuło go to w jego i tak już spiętą dupę. Zresztą sam się o to prosił bez pomyślunku siadając niemal na skraju loży. Minęły bezpowrotnie najpewniej czasy, w których wsparty przedramionami o blat i pochylony w stronę snującego opowieści Barnabasa lekko zaczepiał go pod stołem kolanem. Obecnie z plecami przytulonymi do oparcia kanapy nie byłby w stanie Go dosięgnąć nawet jakby wyciągnął nogę na pełną długość przed siebie.
...nie to żeby chciał.
- Prosto do sedna sprawy, tak…? – Chrząknął, bo naprawdę miał chęć na jeszcze chwilę rozmowy o niczym, w której zapewni go, że ma pieniądze na to, żeby poupijać go przez jeden wieczór, a jeśli to nie będzie wystarczyło to ściągnie w Londynu historyczne wina… Jednak Barnabas miał pełne prawo ledwie wcisnąć go w niewielki skrawek jego zajętego po brzegi dnia i Alan musiał wykorzystać tę sposobność do reszty.
Kieliszek brzdęknął z powrotem odkładany na blat, wcześniej podniesiony zupełnie bezsensownie, gdyż Liddel nie wiedział co począć z rękami, słabo ukrywając zdenerwowanie. Kazał Barnabasowi poczekać chwile, widocznie bijąc się z myślami. Nie chodziło o to, że nie miał co odpowiedzieć, wręcz przeciwnie, tyle rzeczy pchało mu się na usta, że zdawały się ugrzęznąć stłoczone w jego przełyku, więc usta same w sobie pozostawały puste.
- Ciekawość – odparł w końcu i odgarniając z oczu jasne włosy, które zleciały tam, kiedy wlepiał spojrzenie w tego diabelskiego drinka. - I samotność, tak myślę, ale do niej mógłbym się jeszcze przyzwyczaić i nie chce, by zabrzmiało to jak użalanie się nad sobą. Dużo zmieniło się na świecie i chciałem sprawdzić co zmieniło się u Ciebie. Ostatni członek mojej rodziny z moim nazwiskiem zmarł dwa lata temu – syn mojej siostry. Miał same córki i poprzyjmowały nazwiska mężów. Ród mi wyginął. – Tym razem jego uśmiech był o wiele bardziej zrezygnowany. - Wtedy złapałem się nad tym, że moją obsesje na punkcie gonienia za króliczkiem przyszłości przykurzyły wspomnienia, do których Ty często wracałeś. No i wspomnienia w ogólnym znaczeniu z Tob...
- Coś panom przynieść? - Rezolutna i kuso ubrana kelnerka weszła mu w słowo przystając przy loży z uroczą okrągłą tacką przytuloną do zgrabnego biodra. Słabo ukryła zdziwienie na widok nietkniętego drinka, po którego pusty kieliszek najpewniej przyszła.



@Barnabas Mulberry

_________________
I am a

GREAT MAN
and one day
.     .     .
if you are very lucky
I might even
be a
GOOD ONE
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pon Kwi 01, 2024 9:35 pm
Powrót do góry Go down
Barnabas Mulberry
Barnabas Mulberry
Dzielnica : Acadia
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Z jednej strony naprawdę chciałby, aby jego uczeń skorzystał ze swojego daru i odebrał mu zmysły. Wtedy na pewno nie musiałby się bić z myślami, czy też poczułby upragniony spokój. Teraz miał w głowie milion scenariuszy, które zakłócały ponad stuletni porządek. To nie tak, że z dniem w którym odszedł z Londynu poczuł ulgę... Myślał o nim często, za często. Niejednokrotnie pluł sobie w brodę, że wtedy wymiękł i nie potrafił przywołać go do porządku. Był rozczarowany, jednak nie Alanem, a głównie samym sobą. Dodał tamten dzień do listy własnych przewinień z których kiedyś na pewno przyjdzie mu się rozliczyć. A potem musiał wypełniać obowiązki, przyjąć zadanie ówczesnej Pani Chmary. Serce Barnabasa zwolniło, stwardniało, stało się jedynie zimną bryłą. Dopiero wydało z siebie niemrawe odruchy życia, kiedy w jego biurze pojawiła się nieznana przesyłka.
Zazwyczaj nie miał problemu z tym, aby wyczytać czyjeś intencje. Jednak teraz nie wiedział czy młodszy wampir planuje jego śmierć, zachce stawiać mu jakiekolwiek warunki albo faktycznie coś się zmieniło... Alan zawsze sobie dobrze radził w towarzystwie, a pod fasadą pewności siebie ukrywał ogrom nieprzyjemności. Poniekąd nauczył się tego właśnie od swego mistrza. Cóż za przekleństwo. Przeniósł wzrok na szklankę, obserwując rozrzedzoną przez stopniały lód ciecz. Gdyby faktycznie chcieli się odurzyć to wystarczałoby wejść w układ z jakąś wiedźmą albo przyprowadzić pijanego człowieka, to znacznie prostszy sposób. Zwyczajne trunki nie działały na ich rasę, stanowiły jedynie dodatek.
-Starania godne prawdziwego artysty.- przyznał, nadal ze swoją miną nie zdradzającą jakichkolwiek uczuć. Jednocześnie jego głowa mogłaby wybuchnąć od nadmiaru przemyśleń. Kiedyś wyraziłby o wiele bardziej swój zachwyt, opisywałby każdy detal na jaki zwrócił uwagę... Te czasy minęły, teraz potrzebował prawdy, bez tej całej otoczki.
-Stanowiłoby to ujmę dla Twojego talentu. - przyznał, ponownie wbijając w niego wzrok. Na pewno nie przyszli tu rozmawiać o różnicach w kruszcu, czy też brzydocie ogródkowych rzeźb.
- Do sedna sprawy.- powtórzył, a jego oczy w przydymionym świetle loży wydawały się być całkowicie czarne. Owszem, gdyby rozstali się w przyjemniejszych okolicznościach to pewnie wdałby się w rozmowę o niczym, jednak nie potrafił. Musiał wiedzieć teraz, natychmiast.
Dystans między nimi wydawał się nieznośny, bolący, kiedyś stanowił coś całkowicie abstrakcyjnego. Brew Barnabasa lekko drgnęła, kiedy zobaczył zdenerwowanie chłopaka. Powoli obawa rychłego starcia odpuszczała, poznałby jego chęć do walki. Ów brew powędrowała ku górze, słysząc odpowiedź.
-Ciekawość? Czyżbyś nigdy jeszcze nie odwiedził Ameryki? Czy też Maine? - dopytał, a jego wzrok wydawał się przeszywać blondyna na wskroś. Samotność. Dla Barnabasa to temat rzeka.
-Czyli brak Ci towarzystwa? Nie widzieliśmy się ponad sto lat, na pewno nie bywałeś aż tak samotny. - szybko zamilkł, ponieważ Liddel kontynuował swoją wypowiedź.
W Mulberrym narosła mocna irytacja, kiedy kelnerka postanowiła brutalnie przerwać. Spojrzał na nią, wyginając kąciki ust w lekkim uśmiechu.
-Dziękujemy. Proszę wychodząc zamknąć lożę dla odrobiny naszej prywatności. - o zamknięciu loży powiedział dobitnie, maniery nie pozwoliły mu na twarde "nie przeszkadzaj". Sięgnął jeszcze po portfel z kieszeni marynarki, wyciągnął z niego banknot o wysokim nominale i podał kelnerce z czarującym uśmiechem. Powinni mieć spokój przez resztę wieczoru.
- Kontynuuj. - odezwał się, gdy dziewczyna wyszła, ponownie wbijając wzrok w swojego towarzysza.

@Alan Liddel
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pon Kwi 01, 2024 11:52 pm
Powrót do góry Go down
Alan Liddel
Alan Liddel
Dzielnica : Centrum
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Alkohol po odrodzeniu najpierw mu wręcz szkodził, nie potrafiąc przeniknąć do dawno już martwych i napędzanych jedynie juchą organów i zdarzało się, że wciąż łasy na procenty Alan rzygał po nim jak kot. I to samym płynem. A z czasem po prostu przestał robić cokolwiek. Smakował tak jak nic, nawet nie jak woda, a otumaniał zmysły zupełnie jak ona. Czyi nijak. Był tylko bezsensownym dodatkiem na stole, dzięki któremu ślicznie zrobiony, ale pusty blat nie wyglądał tak żałośnie jak sam Alan.
Podobnym dodatkiem były puste i wyzute z emocji komentarze Barnabasa na temat jednego z dzieł życia Liddela, które traktowały omawianie sztuki jak dyskusje o bankietowych kanapeczkach, które snuje się z innym gościem imprezy, którego szczerze się nie cierpi, ale głupio tak odejść od niego bez słowa. Nie ciągnął więc tego tematu, czując jak uderza to w jego wciąż wrażliwe i tłuste Ego.
- Nie – uciął krótko. - Byłem w Azji i przyeuropejskich obszarach Afryki, ale Amerykę omijałem szerokim łukiem. Nie dało się nie wyuczuć, że właśnie tam byłeś – a odszedłeś mając jakiś powód. I tym powodem było niewidzenie mnie. Miałem całą resztę świata do odwiedzenia bez bycia bezdusznym i bezczelnym, i pakowania się na ten sam kontynent. Amerykę zostawiłem Tobie.
To była prawda. Plus był wtedy rozgoryczony i obrażony, co dodatkowo obrzydzało mu ten kraj i na długie lata odwlekło ewentualne plany odwiedzenia go. Dlatego to taki tragikomiczne, że właśnie na tym przeklętym kontynencie się spotkali, a on siedział - czarujący i przyszpilony wzrokiem ciemnych oczu do oparcia mało wygodnej kanapy jak motyl szpilką do korkowej tablicy. I tłumaczył się za dawnego siebie.
- Nie chodzi o „brak towarzystwa”, raczej o „brak zrozumienia w towarzystwie”. Co prawda nie jestem jeszcze takim starym dziadem, jak niektórzy Nosferatu, ale czasem zaczynam czuć, że nie nadążam za rzeczami, a moja inteligencja się przytępia. Nie spłycałbym tego tylko do szukania sobie ziomków do rozmów i posiadówek w pubach. – Robił okrężny wstęp do nieco mniej przyjemnych wyznań. I całe szczęście, bo nawet jeśli kapkę się odsłonił, to nagły subtelny głosik młodej dziewczyny zakleszczył go z powrotem. Spodziewał się, że widząc powiększającą się imprezę w końcu się nimi zainteresuje.
Podtrzymywał swoją propozycję opłacenia ich dzisiejszego wieczoru, więc po jej pytaniu jego dłoń wykonała niezidentyfikowany, ale wyuczony elegancją z jego rodzinnych stron ruch, dając Barnabasowi przestrzeń do zamówienia własnego napitku, który będzie sobie stygł obok biedaczyska zamówionego przez Alana.
Jednak Mora załatwił to po swojemu, z równą elegancją i dużo szybciej zamknął dziewczynie usta banknotem, który ta skwapliwie przyjęła. Liddel po tym sapnął i na moment przytulił grzbiet palców do dłoni, jakby chciał wesprzeć głowę na zwiniętej w pąk pięści, spoglądając od wewnątrz jak dziewczę zasuwa kotarę loży i zamyka ich w miękkim tekstylnym pudełku, z dala od świateł i agresywnej muzyki.
- Zdenerwowała cie. – Zerknął na mężczyznę, odgadując bez błędu niuanse jego mimiki, uśmiechając się do siebie z zadowoleniem, że wciąż to potrafił. - Rzadki widok.
Tamten jednak po raz kolejny potraktował go szpilką i jednym, twardym i chropowatym jak kamień księżycowy tonem. Co z kolei zmyło ten pewny siebie uśmieszek z gładkiej twarzy i przywróciło na nią grymas dyskomfortu.
- Moje plany i zaproszenie Cie tutaj nie mają żadnego podwójnego dna. Nie przyszedłem cie zabić, zresztą nawet bym chyba nie potrafił - na pewno jest jakaś bariera siłowa, która sprawiłaby, że chcąc ci wbić sztylet w serce sam nabiłbym się na niego tyle razy ile lat ze sobą spędziliśmy. Ani nie zamierzam przedstawiać ci tu mojej wizji stworzenia nowego świata i zagarniać cie do mojej kampanii wyborczej… Tamte czasy już minęły. – Odetchnął ciężej i odsunął dłoń od twarzy, by ta opadła luźno na jego udo. - Dzikie polowania na ludzi też. Jakbym opił się tyle krwi, że nawet ona w końcu przestała smakować… No, przynajmniej nie tak jak Twoja. – Nie potrafił wyzbyć się odrobiny czarnego humoru, zerknięciem sprawdzając Jego reakcje, ale nie spodziewając się niczego innego poza grymasem głębokiego niezadowolenia. - Jestem jak przeromantyzowany były zły charakter, który doszedł do wniosku, że nie ma celu w świecie bez bohaterów i bez ofiar. Że jak wytłukę i wyssę wszystko, to dokonam własnej autodestrukcji. ...trochę mi to zajęło, to fakt.
Złapał lekko wystającym kłem dolna wargę tuż przy kąciku ust, bawiąc się tym jak i tak nawet w tej formie ostry kieł kłuje jego własną skórę. Lata wstecz dla zabawy rozrywał ludziom karki.





@Barnabas Mulberry[/b]

_________________
I am a

GREAT MAN
and one day
.     .     .
if you are very lucky
I might even
be a
GOOD ONE
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Czw Kwi 04, 2024 10:05 pm
Powrót do góry Go down
Barnabas Mulberry
Barnabas Mulberry
Dzielnica : Acadia
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Barnabas również nie potrafił się na początku przyzwyczaić do tego, że nawet zwyczajne jedzenie nie smakuje w taki sposób, jak smakowało. Powoli godził się z tym, że już nigdy nie zazna niczego, co ludzkie. Lata mijały, potem wybijały stulecia, aż w końcu zmienił diametralnie swoje podejście. Przyzwyczaił się do jedzenia jako dekoracja, alkoholu jako dekor czy też cokolwiek, co ma tytoń… Cygara nie smakowały, jak przed przemianą, jednak z tego zrezygnować nie potrafił. Chociaż czasami tęsknił za zwyczajnym stanem ludzkiego upojenia… Teraz rzadko sobie pozwalał na takie rzeczy, po pierwsze nieco odchorowywał krew pijanych ludzi, a po drugie wiedźmy nie były aż tak skore do oddawania im swojej krwi. Także Mulberry pozostawał w trzeźwości. A nietrudno się domyślić, jak bardzo alkohol mógłby jego emocje spotęgować…
Komentarze były puste, jednocześnie chciał mu tyle przekazać, wyznać… Jednak nie potrafił się wyzbyć chłodu. Od środka trawił go powoli żywy ogień, który tylko czekał, aż znajdzie jakieś ujście. Wystarczyła odpowiednią prowokacja, żeby lodowe okowy opadły i uwolniły prawdziwe emocje Barnabasa. Wspinał się obecnie na wyżyny własnego opanowania, które ćwiczył przez setki lat.
Gdyby okoliczności były inne, a między nimi sprawy zostały by wyjaśnione to długo by się wypowiadał na temat pięknego podarku, który pojawił się w jego biurze. Jednak Barnabas doskonale wiedział, jak uderzyć w czuły punkt swojego “ucznia”.
-Miałem powód, doskonale wiesz jaki. I to nie była nienawiść do Ciebie.- irytacja ponownie nieco w nim wzbierała. Jakiś powód? Chociażby sianie destrukcji, niesubordynacja oraz zwyczajna głupota… Mimo to nie nienawidził go, był rozczarowany, ale głównie sobą. Nie potrafił ostatecznie go ukarać, odpuścił i wymiękł, co nie było podobne do Mulberrego.
-No tak… Musiałeś Amerykę omijać szerokim łukiem.- uśmiechnął się, jednak dość cynicznie nadal nie spuszczając z niego wzroku. Wiedział, że go tym dociska do oparcia kanapy, nie miał gdzie uciec. Pokiwał potem tylko głową w odpowiedzi na dalszą część słów Alana. Na pewno znalazłby się inny wampir, który okazałby zrozumienie, a Liddel nie czułby samotności. Mimo wszystko wrócił, znalazł go, co napawa starszego wampira nadzieją.
- Niepotrzebnie przerwała rozmowę.- skomentował obecność kelnerki, delikatnie poprawiając mankiet wystający zza rękawa czarnej marynarki. -Ty akurat już chyba zdążyłeś przywyknąć do takiego mnie.- sucho, rzeczowo, bez ciepłych uczuć. Irytacja rosła, a mężczyźnie coraz ciężej było się opanować. Co on z nim robił? Burzył zbudowany spokój, odbierał wszystko, co było poukładane przez stulecie… Niemniej poczuł lekką satysfakcję, kiedy zobaczył znikający uśmieszek z twarzy chłopaka. Nie czuł pewnego gruntu pod stopami, Barnabas skutecznie mu je odbierał.
Wpatrywał się w niego, chcąc uwierzyć we wszystko, co mówi. Niby nie planował go zabić, a gdyby jednak chciał się zmierzyć to… Barnabas mógłby łatwo osiągnąć zwycięstwo, głównie ze względu na wojskowe doświadczenie. Przekrzywił lekko głowę, marszcząc delikatnie brwi, próbował analizować wszystko, co tylko blondyn do niego mówił. Nie wyczuwał chociażby krztyny przeprosin, co podsycało ogień. W końcu miarka już się przebrała, a Barnabas wiedział, że za moment może dojść do tragedii.
- Gratuluję znudzenia urokami życia codziennego oraz podjęcia odpowiedniej drogi, która biegnie wedle panujących zasad.- odezwał się twardo, beznamiętnie, a potem wstał dość szybko, zgarniając czarny płaszcz w dłoń.
-Na mnie już pora. Miłego wieczoru.- dodał jeszcze surowo, a w jego głosie słychać było ogrom irytacji, która aż buzowała w jego żyłach. Obrócił się zgrabnie, po czym kierował się do odgradzającej ich kotary. Dziś chyba spędzi wieczór na demolce wszystkiego w swoim domu albo biurze, gdzieś się wyżyć musiał.

@Alan Liddel
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Czw Kwi 04, 2024 11:36 pm
Powrót do góry Go down
Alan Liddel
Alan Liddel
Dzielnica : Centrum
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Ponad wszystko chciał zachować spokój. Sądził, że tylko to ocali być może istniejące resztki ich zdeptanej relacji - zachowanie inne niż to, które lata temu przepłoszyło Barnabasa. To wydawało mu się logiczne, dlatego starał się wystresować, nawściekać i wymęczyć na zapas przed tym spotkaniem, by już na miejscu wyjść na dojrzałego (starego, cholera jasna) i ogarniętego mężczyznę.
A co się ty samym stało?
A to, że obrażał się wewnętrznie o to, że zabrakło klepania go po główce po obdarowaniu swojego Stwórcy. Wkurwiał się na drinka i na to, że nie może się upić, choć potrzebował właśnie tego i właśnie teraz najbardziej na świecie. Czuł się jak nadziewany na szpile, sprowadzany do parteru, widząc, że jego zniewalające i charyzmatyczne ja już na Niego nie działa. I jako wisienka na torcie wyciskał z siebie twór najbliżej przeprosin i przyznania się do błędu i spieprzenia sobie części życia i to d a l e j  n i c  n i e  d a ł o . . .
Aż otworzył szerzej oczy, kiedy Barnabas z chłodem równym górze lodowej, która przepołowiła Titanica, po prostu skwitował ze znużeniem jego cyrkowe popisy i zamierzał tak po prostu opuścić lokal.

Naprawdę sądził, że tylko spokój go ocali. Że musi zachować twarz i gardę, bo inaczej będzie zachowywał się jak pawian w klatce - rozdarty, zdziczały i rozwścieczony. Ale tym razem nie w furii, żądny krwi i ofiar, ale jak dziecko na tantrum łaknący atencji.
Ale jebać spokój. Pierdolić ten klub, duszący go golf, cienkiego drinka i ten zabójczo chłodny ton Barnabasa.
Pierdolić to wszystko.
- Stój! - Tym razem jego głos spadł na głowę jego rozmówcy jak bomba. Blondyn jakby przypominając sobie w czym był zawsze najlepszy ruszył się w mgnieniu oka z dziką sprężystością, a jego zadbana dłoń przyozdobiona pierścionkami zacisnęła się na rękawie koszuli Barnabasa, testując materiał naciskiem długich pazurów.
Ten popis wymusił na nim pochylenie się nad stołem tak głębokie, że praktycznie cała jego klatka piersiowa opadła na lakierowany blat i z sypkim odgłosem strąciła zeń alkohol, który posypał się niedaleko obok.
- Kurwa! - Warknął przez zaciśnięte zęby i wolną dłonią uderzył o ten sam blat, żeby choć trochę unieść się na nim i odrzucając część włosów do tyłu od dołu spojrzeć na Barnabasa z furią. - Nie wiem co tu robię! To chciałeś usłyszeć?! Chciałem, więc rzuciłem życie w Europie i przyjechałem tu! Zawsze robię to co chcę,  teraz chciałem zobaczyć ciebie! - Miał już naprawdę gdzieś czy ktokolwiek w tej kakofonii ich usłyszy. - Zostawiłeś mnie! Minęło sto dwadzieścia pieprzonych lat, dalej trzymasz tę urazę?! Skoro tak nie mogłeś na mnie patrzeć to czemu wciąż żyję, co?! Czemu nie kazałeś mnie ogolić albo zostawić związanego na pastwę słońca? Miałeś tyle okazji i możliwości, a UCIEKŁEŚ zamiast tego! A może czekałeś aż cie w końcu znajde i zamiast się cieszyć pastwisz się nade mną i odpierdalasz sceny z pozostawieniem mnie w loży po tym jak opłaciłeś kelnerkę dla minuty prywatności!



@Barnabas Mulberry

_________________
I am a

GREAT MAN
and one day
.     .     .
if you are very lucky
I might even
be a
GOOD ONE
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pią Kwi 05, 2024 12:10 am
Powrót do góry Go down
Barnabas Mulberry
Barnabas Mulberry
Dzielnica : Acadia
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Wszystko, co zbudował przez sto dwadzieścia lat od czasu sławetnej kłótni - spektakularnie poszło się “jebać”. Spokój odszedł w niepamięć, a opanowanie prysło niczym bańka mydlana. Dawno nikt go tak z równowagi nie wytrącił, a trzeba przyznać, że Mulberry z różnymi osobnikami miewał styczność, szczególnie w kasynie. Naprawdę chciał, żeby to wszystko zakończyło się kulturalnie oraz z klasą. Jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli, a Barnabas wolał zwyczajnie wyjść zanim rozniesie niczemu winną lożę w Fangtasii. Czuł, że w głowie mu dosłownie huczy od natłoku emocji oraz fantomowego bicia serca. Był już na to wszystko stanowczo za stary, potrzebował jedynie cholernego spokoju, który postanowiono mu zburzyć. Cholerny Liddel… Gdyby mógł cofnąć czas i spotkać go ponownie po raz pierwszy to… Nie, kurwa. Nadal zrobiłby to samo, wprowadziłby go w ten świat, a potem podarował życie wieczne. Jednak może by nie odszedł? Ukarałby go? Czy w jakiejkolwiek równoległej rzeczywistości byłby w stanie to zrobić? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Bynajmniej nie miał teraz nawet szansy się zastanawiać, ponieważ jego sprytne wyjście po angielsku zostało przerwane. Nagle Alan się poderwał z kanapy, co Barnabas mógł jedynie usłyszeć, odruchowo chwytając wolną ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki i zaciskając dłoń na rękojeści noża.
Nie potrafił odpuścić, poklepać go po głowie i przyjąć z otwartymi ramionami. Może na tym polegała właśnie kara dla Alana? Po latach, po świadomości swoich czynów na pewno jest o wiele bardziej bolesna niż, gdyby zrobił to od razu. Nadal również nie potrafił wyjaśnić dlaczego gotuje się w nim aż taka złość… Niemalże furia. Dodatkowo nie wiedział, po co tak właściwie wrócił. Wszelkie tłumaczenia wydawały mu się zwyczajnym mydleniem oczu, drogą na okrętkę, a on potrzebował konkretów.
Uodpornił się na jego “pewność siebie”, cwane uśmieszki oraz żarciki sytuacyjne. On również nieco się zmienił, nabył jeszcze więcej doświadczenia niż poprzednio. Miał ponad sto lat, aby analizować ich sytuację pod każdym możliwym kątem, widział już oczyma wyobraźni każdy scenariusz. Ba, nawet godził się z tym, że już nigdy nie zobaczy chłopaka. Obstawiał, że w końcu dosięgła go ręką sprawiedliwości. Chociaż naprawdę chciał, aby żył… A teraz, kiedy miał go przed sobą całego i zdrowego - nie potrafił się cieszyć.
- Przestań.- warknął, nie obracając się do niego, gdy poczuł zaciśnięte palce na rękawie swojej koszuli. Jego dotyk zdawał się palić, nawet przez materiał ubrania. Musiał wyjść, musiał, musiał, musiał… Zamienili się rolami, teraz to Mora był w potrzasku. Jedyne co, go delikatnie przywoływało do porządku to zimny metal pierścionków na palcach chłopaka, stanowiły idealny kontrast z temperaturą dłoni.
Nawet się nie wzdrygnął, kiedy jego towarzysz uderzył dłonią w blat. Starał się oddychać spokojnie, jednak powoli coraz gorzej mu to wychodziło. Był, jak drapieżnik gotowy w każdej sekundzie rzucić się na ofiarę. Trzask tłuczonego szkła nie wywołał wrażenia, zresztą trudno było się przebić przez głośna muzykę w reszcie klubu.
Wysłuchał go, ale kiedy blondyn dotarł do momentu z ucieczką… Najświętsza Panienko Miłosierdzia z El Cobre… Nastąpiła eksplozja. Odwrócił się bardzo szybko, a potem jego towarzysz nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy już ponownie znajdował się wbity plecami w kanapę z zaciśniętą na jego szczęce dłonią Stwórcy. Dyszał ciężko, oczy stały się czarne, jak podczas polowania, a kły momentalnie się wysunęły. Napierał na niego, klękając na jego kolano między jego nogami.
-W tym momencie mogę ukrócić Twoje cierpienie.- warknął na pograniczu krzyku, takiej furii jeszcze Alan nie miał okazji zobaczyć. Barnabas nie potrafił się opanować, miarka się przebrała. Gdyby teraz biedna kelnerka postanowiła wejść do loży to bez wahania rozszarpały ją na strzępy, a potem jakoś się wytłumaczył Salvestre i Domingo. Na szczęście dostała odpowiednią sumkę, żeby już ich nie niepokoić. W uścisku jego dłoni wydawał się być taki kruchy, delikatny. Niczym robak, którego w każdej chwili można ostrogą zgnieść w piach.

@Alan Liddel
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pią Kwi 05, 2024 12:39 am
Powrót do góry Go down
Alan Liddel
Alan Liddel
Dzielnica : Centrum
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

To byłby koniec. Gdyby Barnabas teraz wyszedł to byłby ostateczny koniec, zerwanie kontaktu i rozerwanie ich więzi na strzępy. Alan nie zamierzał do tego dopuścić. Nawet jeśli mieliby się przetaczać po sali i nabijać długów za zniszczenia u właścicieli - niech będzie!
Jego ciało poruszyło się szybciej niż głowa, bez pardonu przejmując kontrolę nad sytuacją. Doskakując do Stwórcy, by znowu i znowu kąsajać go słowami lub czynami.
Nie za dużo było tej kary? Tego dystansu? Tego, kurwa, bólu związanego z brakiem akceptacji? Liddelowi w końcu się ulało, i to z opóźnioną eksplozją ładunku, który zbierał przez dziesiątki lat. Nienawidząc do samych kości człowieka, o którego uwagę tak zaciekle walczył - w tylko sobie właściwym stylu. Mówił to, co chciał wykrzyczeć Barnabasowi w twarz już dawno temu w dokładnie takich samych słowach. Bezlitośnie, dźgając idealnie tam gdzie boli najbardziej i to słowami, od których dżentelmeni oblewali się zimnym potem i sięgali po broń.
…tak jak Mora też sięgnął. Alan to widział. Ale tylko na sięgnięgnięciu się skończyło. 
A przynajmniej do czasu, bo jeden tępy cios trafnym słowem przez łeb i żyrandol obrośnięty sztucznym bluszczem w mgnieniu oka mignął Alanowi przed oczami. Kanapa była miękka, ale i tak impet, z jakim na nią opadł wypchnął mu z płuc większość powietrza, które musiał nabrać szeroko otwartymi ustami na dwa głębokie razy. Masywna dłoń ściskała jego szczękę jak imadło i sprawiała, że ćmiło go w skroniach. Poruszył się po Barnabasem, wyginając plecy w łuk i kopiąc nogami, łapiąc go za nadgarstek i warcząc pod nosem jak furiat.
Ilość mocy uwolnionej w kwadracie loży była tak przytłaczająca, że powietrze od niej gęstniało. Barnabas Mora, wściekły jak sto diabłów, goniący na czele jeździec apokalipsy był uosobieniem dzikości zamkniętej w eleganckich szmatach - wreszcie prawdziwy, wreszcie wściekły i nieokiełznany.
- Pieprzenie! Jakbyś chciał już dawno byś to zrobił! Nie bawiłbyś się w Matkę Miłosierdzia, tracąc czas na klarowanie mi sytuacji! - Nawet jeśli mówienie było trudne i tak musiał to robić. Jego oczu nie zachodziły czernią, nie musiały, i bez poddawania się instynktowi dawał się ponieść emocjom. Parsknął pod nosem nawet z tej opłakanej perspektywy rzucając zwieszonemu nad nim potworowi wyzywające spojrzenie. - No dalej… Zrób to…! - Wysapał podsuwając własną dłoń wyżej na tę Barnabasa, napierając na nią i nakłaniając do włożenia w tortury więcej siły. - Zaciśnij mocniej. Jeszcze! Oszczędny ruch palców i twój kłopot na zawsze się skończy!
Za to jego wolna dłoń wystrzeliła w stronę koszuli Mory i złapała go za szmaty, szarpnięciem przyciągając go bliżej; tak, że przy każdym słowie jego oddech obmywał jego usta. A czujne spojrzenie świdrowało głęboką dziką czerń.
- Zabij mnie tu i teraz, albo zachowaj na wieki. Nie pozwolę na nic pomiędzy.



@Barnabas Mulberry

_________________
I am a

GREAT MAN
and one day
.     .     .
if you are very lucky
I might even
be a
GOOD ONE
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pią Kwi 05, 2024 1:16 am
Powrót do góry Go down
Barnabas Mulberry
Barnabas Mulberry
Dzielnica : Acadia
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Mulberry sam nie wiedział czy chciał końca tej relacji. Poniekąd przywykł do tego, że przez sto dwadzieścia lat nie widział Alana na oczy… Czy mu go brakowało? Skoro myślał o nim często to najwidoczniej odpowiedź brzmi - tak. Jednak nie przyznawał się głośno, nie chciał, aby ktokolwiek posiadał nad nim taką władzę. Z drugiej strony to była ludzka ułomność, ów tęsknota sprawiała, że nie poddał się nudzie, a marazm nie przejął nad nim kontroli ostatecznej. Wampir w jego wieku powoli zaczyna myśleć o tym, aby skrócić własny żywot. W końcu tułał się po tym świecie dostatecznie długo, doświadczył chyba już wszystkiego. Jednak potrzebował spokoju, aby zajmować się kasynem oraz hotelem, a teraz proszę… Alan burzył wszystko niczym kula armatnia, których widział na polach bitwy wiele.
Sęk w tym, że Barnabas akceptował. Pogodził się z tym, że faktycznie uciekł i go zostawił, odwrócił się, kiedy już uznał, że jest bezsilny. Mimo wszystko nadal sobie to wyrzucał, dlatego Alan uderzył w czuły punkt. Mógłby teraz mu wyrzucić wszystko z siebie, łącznie z tymi dziwnymi uczuciami, które do niego żywił przez siedemdziesiąt lat. Nie potrafił patrzeć na okrucieństwo, które Liddel stosuje oraz jego zawodowe plucie na panujące zasady. Konsekwencje mogły dosięgnąć również Mory, w końcu Marilena dla dobra Chmary zabiłaby ich obu. Nie ważne czy miała do Barnabasa słabość, czy też nie… A on słuchał swojej Stwórczyni, na tym to polegało. Oczywiście mógł przeprosić za swoje odejście… Ale uważał, że to właśnie jego uczeń powinien rozpocząć takie przeprosiny, przekonać go, że faktycznie się zmienił.
Teraz naprawdę wydawało mu się, że oblewa go zimny pot, jednak nie ze względu na słowa chłopaka, tylko irytację, która wzięła nad nim górę. Miał ochotę krzyczeć albo rzeczywiście rozerwać go na strzępy, wtedy uzyskałby swój upragniony święty spokój.
Wierzgał pod nim, jednak Barnabas był niewzruszony. Wpatrywał się w niego wściekłe czarnymi oczyma, a kły błyszczały w miękkim świetle loży. Uścisk nie stawał się lżejszy, jeżeli będzie go prowokował dalej to może dojść do tragedii. Barnabas nie wiedział, czy ma jeszcze w sobie chociaż trochę silnej woli, aby nie zrobić mu krzywdy. Najwidoczniej Alan uwielbia igrać z czystym żywiołem, ponieważ nadal wyrzucał mu wszystko, a jego ręka zacisnęła się na nadgarstku Barnabasa. Ponownie ten palący dotyk… Teraz bezpośrednio na jego skórze, bez zbędnego udziału cienkiego materiału koszuli.
Gdy ten go podpuszczał to nawet zacisnął odrobinę mocniej palce, co można było wyczuć. Jednak nadal w sobie miał odrobinę opanowania, co budziło podziw samego Barnabasa. Rozwiązanie miał przed sobą, mógł zwyczajnie wszystko zakończyć… Ale w tym wypadku również nie potrafił.
-Dlaczego Ci tak zależy do cholery?!- huknął, jednak kły powoli się chowały, a klatka piersiowa dalej falowała niespokojnie. Nie spodziewał się tego nagłego przyciągnięcia do siebie, każdy oddech obmywał usta starszego wampira… Ponownie pojawiło się to dziwne uczucie sprzed lat. Czy powinien je wykorzystać?
Teraz dał się pierwszy raz od setek lat ponieść zwyczajnej ludzkiej naturze. Zwyczajnie zamykając dzielący ich dystans i łącząc ich wargi w mocnym pocałunku, jakby to miał być jedyny sposób, aby dać jakiekolwiek ujście dla emocji. Ponownie aż huczało mu w głowie, skronie zaczynały pulsować.
Zabij mnie tu i teraz, albo zachowaj na wieki. Nie pozwolę na nic pomiędzy. - to podziałało na Barnabasa, jak widać. A irytacja rozpaliła serce żywym ogniem. Dłoń na zaciśnięta na szczęce zelżała, zsuwając się na szyję chłopaka.
Ten pocałunek trwał może kilka minut, kiedy nagle otrzeźwiał. Oderwał się od niego, znajdując się w mgnieniu oka obok kanapy. Zagalopował się, teraz znał jego słabość. Nie powinien, kurwa. Dał się sprowokować, ponieść. Ponownie stał się zwyczajnym i zagubionym człowiekiem.

@Alan Liddel
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pią Kwi 05, 2024 7:46 am
Powrót do góry Go down
Alan Liddel
Alan Liddel
Dzielnica : Centrum
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Zawsze robił to co podpowiadał mu instynkt i w tej chwili nie było inaczej – jeśli miał tu zginąć z Jego ręki to dokładnie tak miało być. Strach przed śmiercią odłożył na półkę dziesiątki lat temu, teraz jak dziki szukał wrażeń i uwagi. I Jego. Nie wiedział dokładnie czemu – tu mówił prawdę. Wiedział tylko, że musiał Go znaleźć.
Może za nim tęsknił. Może Barnabas na odległość nawet nieświadomie wysyłał mu sygnały o tym, że go potrzebuje. A może nad Alanem wisiało jakieś nieznane mu fatum i sam czmychnął pod silniejsze skrzydła. A może po prostu miał już dość wszystkiego i chciał Go tak po prostu z powrotem?
Nie wiedział. Wiedział tylko, że jeszcze trochę siły więcej i Barnabas w najlepszym wypadku połamie mu szczękę, żeby ten choć na chwilę się zamknął. Rozjuszanie go powoli osiągało nie widziane, a już na pewno nie planowane limity, w których Mora mógł przestać być Morą i zmienić po prostu w potwora. Loża mogła spłynąć krwią, a tamten mógł urządzić sobie krwawą gore ucztę, po której ciężkim mogło się stać zidentyfikowanie Alana chociażby jako humanoidalną istotę, z papki, w jaką zmieniłby jego tkankę i kości…
Zamiast tego jednak po postawieniu przed Stwórcą ultimatum będącym przeciwnymi końcami niewygodnego spektrum Barnabas wybrał nieczytelną i szarą opcję C, która drapała skórę brodą i gasiła oddech w zarodku nawet mocniej niż łapa, która osadziła się na szyi Alana.
Liddel z miejsca puścił jego ubrania, zacisnął oczy i poszedł w to całym sobą, otaczając kark Mory ramionami. Jego palce w amoku zatapiały się w półdługich ciemnych włosach, kiedy rozgaszczał się z szaleństwem w katedrze ust swojego prywatnego Bożka wiecznego życia. Udem zahaczył w roztargnieniu o jego biodro, przyciągając go do siebie mocniej, z sykiem gasząc pogrom wkurwienia w smakującej jak ambrozja namiętności.
Niestety nie trwającej wystarczająco długo….
Jak tylko Barnabas od niego odskoczył sam niemal natychmiast wyrwał się do siadu, a następnie do pionu, przecierając usta wierzchem dłoni, po czym sprawdzając czy nie ma na skórze krwi z możliwie poszatkowanych w akcie dzikiej pasji ust.
- Co ty robisz? – Rzucił z nie mniejszą złością niż wyrzygując wszystkie okropieństwa sprzed kilku minut. Dosłownie wyglądał tak jakby zaraz miał z obrzydzeniem skwitować akt, do którego go zmuszono, a potem wytknąć starcowi słabość i głupotę w lokowaniu obiektów uczuć i emocji, oraz obrzydliwe przywiązanie do ziemskich i śmiertelnych namiętności.
- Czemu przestałeś?
A jednak. A jednak jak dopadł się do niego znowu i tym razem to on obiema rękami pchnął mężczyznę z powrotem na kanapę, wkładając w to tylko niewiele mniej siły niż sam Barnabas chwile wcześniej z nim. Jednak jemu dał szansę usiąść na meblu tak jak Bozia przykazała – tylko po to by w tej samej chwili samemu go dosiąść, zamykając go w pułapce z własnych ramion, kiedy przysiadł przodem na jego kolanach. Jedną ręką złapał go za kark i nasadę włosów, nakłaniając do zadarcia głowy i spojrzał na niego z góry na jego oczach z impetem przygryzając własną dolną wargę do krwi. Ciemnoczerwone kropelki juchy perliły się na różowej skórce idealnie w kształcie jego zębów jak makabryczna i nierówno naniesiona szminka. Wtedy pochylił się i wgryzł w jego usta (tym razem już bez zębów) jak w soczysty owoc, równie zakazany co ten podprowadzony w Edenie, z miejsca wkładając w smakującą posoką pieszczotę maksimum oddania. W tym czasie jego druga łapa chwyciła się oparcia kanapy ponad ramieniem Barnabasa i z pasji, głośno i przy akompaniamencie jęku skóry wbiła się pazurami w obicie rozdzierając je pożądliwie.



@Barnabas Mulberry

_________________
I am a

GREAT MAN
and one day
.     .     .
if you are very lucky
I might even
be a
GOOD ONE
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pią Kwi 05, 2024 8:29 pm
Powrót do góry Go down
Barnabas Mulberry
Barnabas Mulberry
Dzielnica : Acadia
WHAT WE DO IN THE SHADOWS


Według niektórych religii skoro Bóg dał nam życie to tylko on może je odbierać. Czy w ten sposób można również interpretować własnego Stwórcę? Poniekąd Barnabas tak właśnie podchodził do istoty Marileny, która obecnie przebywała w uśpieniu od ponad dwudziestu lat. Dlatego, kiedy nakazała mu przybycie do Jericho to nie oponował, podjął się prowadzenia kasyna oraz hotelu. A sam zbudował sobie spokojny azyl w Acadii, gdzie nic nie zaburzało jego rytmu dnia. Nie musiał stawać się potworem, nie dawał się ponieść, jak właśnie teraz. Wojsko odpowiednio go wyszkoliło, a dar życia wiecznego jedynie dołożył umiejętności. Jednak, kiedy ktoś go aż tak wyprowadził z równowagi to zamieniał się w maszynkę do zabijania. Teraz miał w głowie tysiące scenariuszy, jak mógłby go zniszczyć, zabić w tej sekundzie. Co drugi bardziej okrutny, a mimo wszystko… Nadal do cholery nie potrafił. Jedno jest pewnie - to Liddel będzie początkiem jego własnego końca. Jeśli pewnego dnia przyjdzie moment, kiedy zaryzykuje własne życie dla jego dobra… Zrobi to bez wahania i poniesie konsekwencje.
Może chciał go przywołać, podświadomie tęsknota brała górę. Nie widzieli się ponad sto lat, to szmat czasu. Nawet zwykły śmiertelnik nie wytrzymałby tyle bez odpowiednio ważnej dla niej, dla niego osoby. Chcieli siebie wzajemnie z powrotem, a mimo wszystko żaden nie podjął odpowiedniego kroku, aż do teraz. A może właśnie tak miało być i rozłąka była potrzebna, aby zrozumieć pewne sprawy? Mora chyba nie miał teraz siły się nad tym zastanawiać. Teraz walczył ze sobą, aby nie dać się ponieść wściekłości i za kolejne dwa słowa, padające z jego ust z prędkością torpedy, nie połamać mu szczęki. Potem już tylko krok do urządzenia w klubie krwawej jatki, aby dać ujście wściekłości.
Co go podkusiło, żeby aż tak zaryzykować? Pierwszy raz bał się reakcji blondyna… Czyżby pojawił się lęk przed zwyczajnym odrzuceniem? To nie tak, że pierwszy raz całował mężczyznę… Na początku gustował jedynie w kobietach, jednak stulecia na karku zrobiły swoje i niejednokrotnie musiał się posuwać do wszystkiego. Aż dowiedział się o samym sobie znacznie więcej, a jego orientacja, jak większości przedstawicieli ich gatunku, stała się płynna. Jakoś trzeba sobie wieczność urozmaicać.
Nie skupił się na tyle podczas pocałunku, żeby wykazać się mocniejsza inicjatywą. Zdążył tylko zarejestrować, że otoczył ramionami jego kark, zatapiając szczupłe palce w jego ciemnych lokach. Wydał z siebie cichu pomruk, kiedy przyciągnął go jeszcze bliżej, aż otrzeźwiał i przerwał chwilę namiętności. Jakby obawiał się również tego, co może się wydarzyć, kiedy pozwolili sobie puścić hamulce… Szczerze mówiąc to lata nikogo do siebie nie dopuszczał, wolał samotność. A w Jericho był tak zajęty, że nie w głowie były mu romanse. Już miał zgarnąć leżący na podłodze czarny płaszcz, a potem zmyć się z klubu, tak, jak chciał to zrobić wcześniej, ale… Usłyszał jego głos. Ton chłopaka nie zwiastował nic dobrego, a Barnabas mógł teraz ponieść konsekwencje. Jeżeli tak to był gotowy na konfrontację, chociaż sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Miał w głowie nie mniejszy mętlik niż Liddel… A jednocześnie cholernie chciał ponownie posmakować jego warg. Zdążył tylko zamrugać szybciej, kiedy usłyszał kolejne pytanie… Dodatkowo może prawa brew starszego wampira powędrowała nieznacznie ku górze.
Tym razem on został pchnięty z równą siłą na kanapę, aż poczuł oparcie mocno w plecach. Oddech ponownie przyspieszył, a oczy płonęły pożądaniem. Poprawił się, aby móc wygodnie usiąść na skórzanym meblu, a każda kolejna sekunda bez ciała Alana stawała się nieznośna.
Rozchylił nieco usta, wpatrując się w niego, kiedy szarpnął za mieszankę siwo czarnych loków. Słodka Panienko z Guadalupe… Ten widok sprawiał, że Barnabas tracił nad sobą kontrolę. A kiedy wgryzł się w jego usta to jedną ręką przyciągnął go mocno do siebie, zaciskając palce na materiale jego ubrania. Druga dłoń powędrowała na kark chłopaka, zatapiając się w jego włosach.
Jego usta stanowiły mieszankę słodyczy oraz metalicznego posmaku krwi. To było… Odurzające, niczym łyk krwi wiedźmy. Miał głęboko gdzieś stan kanapy, wszelakie szkody mógł pokryć bez problemu. Całował jak wygłodniałe zwierzę, brak kontaktu z drugą istotą robił swoje. Namiętność płonęła żywym ogniem, a Mulberry zatracał się coraz bardziej. Gdzieś między wymianą aktów, podejmowali rozpaczliwe próby łapania chociażby odrobiny oddechu.

@Alan Liddel


Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pią Kwi 05, 2024 9:16 pm
Powrót do góry Go down
Alan Liddel
Alan Liddel
Dzielnica : Centrum
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Był o krok od zostania papką – jeszcze kilka odważnych postulatów wycelowanych w stronę już i tak głęboko niespokojnego Barnabasa i panowanie nad tą dyskusją przejęłyby ich instynkty. I Alan chciał właśnie tego, może nie śmierci i ciężkich ran, ale jeśli te drugie miałyby ukazać mu prawdę to mógłby wylizywać rany po tej „uroczej rozmowie” całymi miesiącami pijąc po nocach krew dziewic. Chciał prawdy, dzisiaj i w tej loży, dlatego nie przebierał w gorzkich słowach i specjalnie go podpuszczał, chcąc dorwać go wreszcie takiego jakim był. Bez konwenansów, nieźle kłamanych komplementów i płaszczyka sztucznej uprzejmości – chciał Barnabasa wściekłego do szpiku wiekowych kości. Takiego jakim powinien był mu się pokazać już bardzo dawno temu.
I dostał go takiego. Na tle bluszczu i materiału zakrywającego sufit; napiętego, najeżonego wręcz i z oczami zatopnionymi w czerni jak dwa obsydiany- z tym, że te nie połyskiwały gładką powierzchnią w nikłym świetle loży, ale zdawały się pochłaniać wszystko jak czarna dziura.
Pocałunek tutaj był już tylko zaskoczeniem i pikantnym zrywem namiętności. Tak się jeszcze nigdy nie bawili, nigdy nawet się na to nie zanosiło, a teraz po jednym oszczędnym pochyleniu się, prawie wyssali sobie nawzajem oddechy prosto z miechów płuc. I o dziwo to Mora pierwszy odskoczył od niego jak spąsowiała dziewica.
Tym razem Alan się wkurwił! Nagła krew go zalała po tym, jak starszy wampir odsunął się prędko, tuż po tym jak dał Liddelowi ledwie uszczknąć kawałek zakazanego owocu. To oczywiste, że blondyn chciał więcej. Zawsze chciał więcej, mocniej i bardziej, i ta namiętna pieszczota po tygodniach podróży i pobycie w Ameryce uwidoczniła czego chciał.
Dlatego też tak bezczelnie dopadł do Niego kiedy ten wystarczająco szybko nie umknął. Znowu jakby bił się z myślami, znowu jakby nie chciał.
Przyjemny dreszcz przebiegł blondynowi po grzbiecie, kiedy kochanek grzecznie pozostał na siedzisku, pozwalając się obłapiać. Blade dłonie mierzwiły czarne loki do stanu, w którym Barnabas nie byłby w stanie pojawić się na biznesowym spotkaniu, nie mówiąc nawet o pogniecionej koszuli. Nawet ubrania samego blondyna zapamiętywały dotyk namiętnych dłoni i zaczynały prezentować się coraz mniej elegancko, na poczet przyjemności związanej z bliskością. Przyciągnięty młodszy mężczyzna puścił nieszczęsny mebel i skupił się w całości na Morze. Pod palcami czuł tylko lekko drapiącą brodę, a pod piekącymi wargami smak krwi, zapomnianą nutę cygar i słodycz miodu pitnego. Działał kompletnie impulsywnie, aż w końcu ryzykując wszystko otarł się przeciągle i wygłodniale o uda mężczyzny, tym razem sam przybliżając się do niego ciasno biodrami. Zaczynał zapominać gdzie się znajdowali, mimo hałaśliwej muzyki i dziesiątek głosów naokoło. A to było bardziej niż niebezpieczne w obecnej sytuacji.
...Więc skoro to on był tym mówiącym dzisiaj wszystko co mu na język przyniesie… On wziął na siebie kolejne ryzykowne pytanie.
Obrysował jęzorem usta Barnabasa, oddychając głęboko i urwanie i na moment nawet zasysając się na jego dolnej wardze i cofając głowę, praktycznie ciągnąc go za sobą. Po czym puścił go z cichym cmoknięciem, oblizał własne usta i wypalił:
- Przeniesiemy tę rozmowę gdzie indziej…?
Jednocześnie przeszywając go spojrzeniem, od którego robiło się goręcej, zjeżdżajac nim powoli w dół na czarną, rozchłestana koszulę.



@Barnabas Mulberry

_________________
I am a

GREAT MAN
and one day
.     .     .
if you are very lucky
I might even
be a
GOOD ONE
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Pon Kwi 08, 2024 10:33 pm
Powrót do góry Go down
Barnabas Mulberry
Barnabas Mulberry
Dzielnica : Acadia
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Liddel doskonale wiedział, jak go sprowokować. To nie tak, że nauczył się tego podczas ich rozłąki. Przez poprzednie siedemdziesiąt lat razem zawodowo testował jego cierpliwość, doprowadzając naprawdę sporadycznie Barnabasa do wybuchu. Jednak nigdy aż takiego… Wtedy podczas wymiany zdań nie dał się aż tak porwać, a w stosownym momencie zwyczajnie odszedł, zostawiając go samego na pastwę autodestrukcji. Blondyn nie chciał go wtedy słuchać, przestrzegać zasad, uważać. Wszystko wiedział po swojemu, a otrzymany dar sprawił, że stracił trzeźwy osąd oraz normalne postrzeganie otaczającej go rzeczywistości. Mulberry nie chciał przykładać ręki do jego zbrodni, dość się w życiu już namordował, szczególnie podczas wojny. W chwili obecnej dał się podpuścić, zamienił się na moment w bestię, którą kierowały pierwotne instynkty. Na pewno będzie się tego wstydził, nie przed Alanem, ale głównie samym sobą. Przez setki lat pracował nad własnym opanowaniem, które przed momentem prysło niczym bańka mydlana. Gdyby tylko dał się sprowokować jeszcze odrobinę… Wtedy mógłby śmiało zabić swojego “potomka”.
Chciał prawdy i ją otrzymał, chociaż sedno sprawy przerosło wszelakie oczekiwania Barnabasa. Na pewno nie miał tego zdarzenia na swojej bingo planszy na ten rok… Wygrała człowiecza ułomność, zwyczajne uczucia od których stronił. Nawet nie podejrzewał, że mógłby przekroczyć pewną barierę w stosunku do Alana, a teraz proszę bardzo. Był piekielnie zaskoczony i zdezorientowany zaistniałą sytuacją, dlatego wtedy zwyczajnie odskoczył, przerywając odurzającą go wymianę czułych gestów.
Jednocześnie ten zryw namiętności, pierwotnej żądzy wydawał się jedynym rozsądnym zakończeniem tej sytuacji. Zazwyczaj miał w głowie tuzin manewrów, które mógł wykorzystać, zagrać w danym momencie. Teraz, gdy był pochylony nad nim… Jedyne o czym myślał to smak jego ust. Kiedy się oderwał od chłopaka to próbował jakoś znaleźć logiczną całość w tym wszystkim. W jego wieku nie przystoi zachowywać się, jak szalejący pod wpływem hormonów nastolatek. Nim zdążył cokolwiek obmyślić, został pchnięty na kanapę, a potem stał się jedynie posłuszny.
Czerń oczu zniknęła, ukazując ciemne tęczówki Barnabasa. Kły schowały się, jakby nie wyczuwając zagrożenia. Wściekłość zamieniła się w palącą namiętność, której powstrzymać nawet nie chciał.
Ubrania oraz stan fryzury przestały go obchodzić, wszelki materiał pokrywający ich ciała zdawał się przeszkadzać. Skupiał się jedynie na intensywnej wymianie pocałunków, a jego dłonie rozpoczęły wędrówkę po ciele blondyna. Jakby nie potrafiły zagrzać miejsca albo właśnie potrzebowały eksploatować każdy skrawek jego ciała. Zniszczenia w loży również wydawały się bardzo odległe, poza tym… Nie oszukujmy się, mogli sobie na to pozwolić.
W pewnym momencie powtórzył jego wcześniejszy zabieg i rozciął sobie kłem odrobinę dolnej wargi, aby dać mu posmakować własnej krwi. Doskonale wiedział, jak jej smak może na niego działać. Zazwyczaj dryfujący ponad ludzkością Barnabas stał się… Przyziemny. Zapach perfum chłopaka mieszał się z wonią skórzanej kanapy, co stanowiło afrodyzjak dla jego Stwórcy. Liczyła się obecnie dla niego jedynie namiętność, a chciał coraz więcej.
Rozszerzył mocniej wargi, gdy poczuł, jak wykonuje kolejny śmiały gest. To jedynie dolało oliwy do ognia, a dłonie starszego mężczyzny zjechały ma jego biodra, zaciskając się na nich mocno. Jakby zachęcając do działania. Z jego ust wyleciał pomruk zadowolenia, który był bardzo prywatny.
Dopiero po chwili byli w stanie oddychać głębiej, a kiedy go tak za sobą pociągnął to Barnabas posłusznie za nim podążał. Czuł irytację tym, że chłopak przerwał. Trwało to zaledwie kilka sekund zanim padło pytanie. Spojrzał na niego, a jego wzrok… Sprawiał, że Mulberry doskonale wiedział, że nie wytrzyma długiej podróży. Jedną dłoń z jego bioder powędrowała na własną dolną wargę, ocierając ją z resztek krwi.
-Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest piętro… Droga do domu wydaje się zbyt długa.- uśmiechnął się do niego cwanie, a potem ów kciukiem przejechał po jego wargach.
-Najlepszy pokój w tym przybytku Cię zadowoli?- zapytał, przekrzywiając lekko głowę. Jego klatka piersiowa falowała nadal niespokojnie, jakby jeszcze nie mógł dojść do siebie po tym, co właśnie miało miejsce.

@Alan Liddel
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Wto Kwi 09, 2024 5:01 am
Powrót do góry Go down
Alan Liddel
Alan Liddel
Dzielnica : Centrum
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Nieprawdą było, że Barnabas się nie zmienił.. Że po przekroczeniu pewnego wieku rozwój nieśmiertelnych istot ustawał albo dramatycznie zwalniał, a ci zaczynali staczać się ku nieuchronnemu szaleństwu. Staruszek wciąż potrafił go zaskoczyć i pokazać się od zupełnie innej, znacznie bardziej nadpsutej strony. Jego idealny obraz dżentelmena kruszał i czynił go bardziej przyziemnym, dostępnym, prawdziwym… Jeszcze bardziej pożądanym przez niezmiennie dekadenckiego i destruktywnego Liddela.
Alan pożądał go takiego rozchwianego i niespokojnego. W nieułożonych włosach i z szaleństwem w ciemnych oczach. Pozbawiony kontroli Stwórca zachowywał się niemal równie chaotycznie co jego nocne dziecię, i obaj zdawali się wreszcie po dziesiątkach lat i po krótkiej sesji kąsania nawzajem wreszcie mówić w tym samym języku. Nawet jeśli w języku tym nie było zbyt wielu słów…
Nakarmiony prawdą i krwią blondyn zatapiał się w przyjemności, znowu z rozkoszą dając się porwać zrywowi namiętności, bez planu i zakładania jak to wpłynie na przyszłość i ich świeżo odbudowywaną relację. Nie miał tego w planach, jego rozochocone ciało nie miało być kartą przetargową w tej dyskusji, ale kiedy już wpadł w tę przyjemność czuł przy tym tak ogromna ulgę, jakby zrzucił z siebie ciężar targany całymi latami. Obaj wpasowywali się w siebie idealnie, dłońmi odnajdując te miejsc na ciele, których samo muśniecie nawet przez gruby materiał ubrania doprowadzało do dreszczy. Alan wtłaczał głośny i niemiłosiernie gorący oddech wprost w rozsunięte zachęcająco usta kochanka, kiedy dłonie tamtego sunęły po napiętym grzbiecie, skrytym pod marszczącym się golfem. Nawet tak oszczędna pieszczota wychodząca od specjalnej osoby doprowadzała go wewnętrznie do szaleństwa – pewnie stąd odważne bujnięcie bioder, po którym już i tak nikła odległość między ich ciałami zmalała do zera absolutnego. Ale nawet tego było mu mało.
Zwłaszcza kiedy na jego język trafiła kropla już znanej krwi, od której na moment napiął się cały, a potem tym silniej opadł na Barnabasa, całując go szaleńczo i odrobinę płycej, rozcierając ich wymieszaną krew po ich ustach jak makabryczną szminkę, nie mogąc się nasycić smakiem niepodobnym do żadnego innego. Mora jedyny na świecie smakował Liddelowi jak kiedyś alkohol zwykł smakować… Upajał samym zapachem, a kiedy opadł na język jawił się jako źródło, od którego nie potrafił się oderwać… Na całe szczęście ranka, na której perliła się krew była odpowiednio mała, by na miejscu nie oszalał, ale odpowiednio duża, żeby Alan zdecydował, że tego wieczoru Barnabas nie wracał do domu. A przynajmniej nie sam.
Poruszał się płynnie pod zaciskającymi się na biodrach palcami i grając na Stwórcy jak na instrumencie, sprawdzając po jakim ruchu wyda jaki dźwięk – poznając go i ucząc się go na pamięć jak nowego zjawiska. I nawet z krwią roztartą na ustach przez szalonego malarza wyglądał goręcej niż słońce. Akurat zwłaszcza wtedy, kiedy próbował doprowadzić się do porządku rozważając śmiałą propozycję.
- Najlepszy pokój… Co za dżentelmen... – Uśmiechnął się, dobrze wiedząc, że mężczyznę przed nim z rozkoszą wziąłby nawet na starym materacu w squocie ćpunów, do których kiedyś należał. Miał jedynie lepsze i droższe ciuchy… Jednak Mora pasował do pięknych wnętrz i nie zamierzał mu tego odbierać. Przymknął oczy do połowy i przejechał językiem po palcu gnącym jego wargi, drocząc się z nim i nawet na chwilę łapiąc go między kły, i pochylając się. Puścił go wtedy zatrzymując milimetry przy jego uchu i sięgając po coś obok.
- Zgarniemy tylko mój płaszcz z szatni i pójdę za tobą wszędzie. Nawet do Piekła.
Pochwycił płaszcz Mulberrego i zszedł sprężystym ruchem z jego kolan, wolną dłonią łapiąc go za jego dłoń, pociągając go do pionu.

[z tematu]



@Barnabas Mulberry

_________________
I am a

GREAT MAN
and one day
.     .     .
if you are very lucky
I might even
be a
GOOD ONE
Re: (17 listopad 2023) Alan x Barnabas(17 listopad 2023) Alan x Barnabas Empty
Sro Kwi 10, 2024 8:45 pm
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: