IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: * jericho * :: Wolf Creek Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Cash & Scott
Scott Rogers
Scott Rogers
the howling

Przesunął dłonią po zmęczonej twarzy zupełnie jakby chciał się pozbyć resztek snu z powiek. Pogoda tak na niego działała, chylił się lekko przed kierownice i zerknął na ołowiane chmury widzące nad Jerycho.
Uderzył palcami w kierownicę, zupełnie jakby ta czynność miała przyspieszyć zmianę światła na skrzyżowaniu, na którym stał. Wsunął wystającą kasetę do radia z cichym kliknięciem, szpula chrobotała a z głośników wydobył się głos Jamesa Hetfielda.

What I've felt
What I've known
Never shined through what I've shown


Zamruczał za wokalistą, lecz przykrył to ton 8 cylindrów, gdy tylko nacisnął pedał gazu ruszając z miejsca.
-Co?!- Warknął do psa siedzącego po stronie pasażera. Jake wywalił język i dyszał zestresowany, zupełnie jakby przeczuwał co za chwilę go czeka.
Długi pysk skierował się pod pachę nauczyciela, trącał ją łbem, dopominając się poklepania na znak otuchy.
-Stop it!- Padło warkliwe, nieco gardłowe z lekką chrypką. Czuł, że pies zaślinił mu właśnie kurtkę.  W gniewie i nerwowości sięgnął lewą dłonią do kieszeni wyjmując paczkę Malbork i zapalniczkę zippo. Po chwili wsunął skręta między warki i odpalił nośnik ognia, zaciągając się drapiącym dymem.
Usłyszał lekkie skomlenie psa, niemal bezgłośne, zerknął na niego spode łba i rzucił trzymane przedmioty na maskę rozdzielczą tuż pod szybą.
Po czym bez słowa zaczął kręcić korbką by wpuścić do środa nieco chłodnego powietrza.
Happy? - Mruknął zupełnie jakby jego kompan miał go zrozumieć.
Podróż upłynęła w smrodzie dymu i psiego oddechu, jednak dojechali pod klinikę. Scott wysiadł szybko i zamknął drzwi uniemożliwiając zwierzęciu wyskoczenie.
Po chwili obszedł auto czując ciepło wydobywające się z spod maski i pomógł zwierzęciu zeskoczyć z fotela pasażera. Łapiąc go za smycz. Nie miał ochoty się z nim szarpać, Jake był niezwykle inteligentny w dodatku podkulony ogon i lekko nastroszona sierść na grzbiecie sugerowały, ze wie co za chwile się stanie.
Na szczęście nie musiał go wciągać przez drzwi do kliniki, najwidoczniej rozumiał kto w ich małym stadzie jest pack leaderem.
Usiadł na plastikowym krześle w poczekalni ciągnąć Jake’ka który starał się wejść pod siedzisko jakby ten gest miał sprawić, że nie zostanie zauważony.
Scott chwilę przyglądał się wnętrzu.
Tuż obok znajdował się niewielki stojak z ulotkami.
Wątpił by labrador naprawdę tak się cieszył po kastracji.
„Sterylizacją drogą do zdrowego życia” - głosił napis.
„Ya right!” Żachnął się w myślach. Chwycił broszurkę w dłonie i chwile zaczytywał się w druku, jakby w nim chciał dostrzec sens.
To miejsce nawet jego przyprawiało o ciarki.
Śmierdziało moczem i płynem do dezynfekcji coś na kształt lizolu. Wzdrygnął się na samą myśl.
Uśmiechnął delikatnie do starszej kobiety, która na kolanach trzymała transporter zaś sądząc po prychnięcia dobiegających z jego wnętrza miła tam albo kota, albo niezadowolonego męża.
Cash & ScottCash & Scott Empty
Nie Lut 25, 2024 8:29 pm
Powrót do góry Go down
Cash Medina
Cash Medina
Dzielnica : Wolf Creek
the howling

Początek listopada obfitował w wyjątkowy ruch w klinice. Mogłoby to być martwiące, gdyby większość tych wizyt nie należała do zakresu standardowych, okresowych i uzupełniających. Tu odnowienie szczepienia na wściekliznę, tam odrobaczanie, temu pacjentowi sprawdzić szwy, tamtemu zmienić opatrunek. Tak naprawdę - dzień jak co dzień, może jedynie odrobinę bardzo ruchliwy. Całe szczęście Cash nie był z tym całym grajdołem sam, bo pomiędzy swoimi obowiązkami weterynarza i medyka watahy chyba musiałby zrezygnować ze snu. Albo z posiłków. A może nawet obydwóch, jeśli akurat nastąpiłaby wielka kumulacja.
Kolejka w poczekalni malała zaskakująco szybko, każdy z dyżurnych weterynarzy przyjmował swoich umówionych pacjentów, a starsza pani z prychającym transporterem weszła do gabinetu numer dwa na moment przed tym, jak drzwi gabinetu numer jeden otworzyły się i wyszły przez nie matka z kilkuletnią córką trzymającą w objęciach wyjątkowo zadowolonego z siebie szczeniaka. Cash zatrzymał się w progu i pogłaskawszy jeszcze psiaka na do widzenia, pożegnał całą rodzinę uprzejmym, profesjonalnym uśmiechem. Nie musiał jakoś specjalnie rozglądać się po poczekalni w poszukiwaniu swojego kolejnego pacjenta. Instynktownie spojrzał w kierunku Scotta i jego owczarka. Skinął mu lekko, uśmiechając się nieco szerzej i mniej profesjonalnie, a bardziej przyjaźnie, po czym wykonał krok w tył, pozostając przy drzwiach i przytrzymując je otwarte.
- Jake, no co ty, już trzeba dwóch krzeseł żebyś mógł się dobrze schować. - Zażartował tak, jakby pies miał go faktycznie zrozumieć. - Zapraszam. - Wskazał lekko ręką wnętrze gabinetu. Po zakończonych oględzinach poprzedniego pacjenta zdążył już rutynowo przetrzeć blat lekarskiego stołu środkiem dezynfekującym.
Wszedł do środka pomieszczenia, jak już Rogers mniej lub bardziej siłowo przekonał swojego pupila do ruszenia się z miejsca i przejścia przez próg.

@Scott Rogers
Re: Cash & ScottCash & Scott Empty
Pon Lut 26, 2024 9:00 pm
Powrót do góry Go down
Scott Rogers
Scott Rogers
the howling

Ulotka zapowiadająca kalectwo sterylizacji, zmieniła kształt na rulon. Mielił ja w dłoniach oczekując najgorszego.
Wyglądało tak jakby sam spodziewał się tego zabiegu.
Zresztą zawsze z tyłu głowy miał lęk, że gdyby jego sekret ujrzał światło dzienne stado nie potraktowałoby go łaskawie. Był wybrakowany, czuł się taki, może ten niepokój jaki odczuwał był częścią wypieranych przeświadczeń?
Trudno było powiedzieć, z całą pewnością, jednak mógł odbijać się na samopoczuciu jego czworonoga. Jake doskonale widział spięcie jego ciała, czuł nerwowość w ruchach.
Scott przetarł nagle wnętrze dłoni wycierając ją w materiał spodni.
Miał ochotę wstać i wyjść.
Nie wiedział czy była to kwestia tego miejsca?
Smrodu zwierząt ich strachu.
Czuł jak jego prawdziwa natura delikatnie szarpie, wewnątrz zupełnie jakby wewnętrzny basior dyszał mu do ucha.
A może chodziło o zapach leków i tego cholernego lizolu. Kojarzył mu się ze szpitalem polowym i wojną, bólem, krwią a te ze śmiercią. Wstał w chwili, gdy skrzydło otworzyło się, wszystko nagle ustało.
Myśli, lęki i kotłujący się niepokój.
Uśmiechnął się półgębkiem i ruszył sam w kierunku otwartego pomieszczenia.
W jego domu panowały proste zasady, jeśli chciał by pies podążał za nim musiał wyznaczać mu ścieżkę.
Gdy mijał członka watachy przez jedno uderzenie serca Cash mógł dostrzec, że skrzydła nosa Rogersa rozszerzają się. Wciągnął powietrze, tuż przy nim.
Ledwo zauważalnie, jednak zrobił to, nie nawiązując nawet kontaktu wzrokowego. Było w tym coś więcej niż osobliwy gest.
Chciał prawdziwie wiedzieć co u niego, co się zmieniło? Jak się czuł a wszystko to przez zapach jego ciała.
Jake!-Powiedział pstrykając palcami. Zwierze niemal natychmiast poderwało się i bez sprzeciwu ruszyło do gabinetu.
Dopiero na małej przestrzeni, której centralną częścią był metalowy stół Scott uniósł zwiniętą ulotkę na wysokość swojej twarzy.
-Cash ale, żeby jaja? Nie ma już dla ciebie żadnej świętości?- Rzucił nieoczekiwanie a na jego twarzy pojawił się szczery głupkowaty uśmiech. Klepnął w stół a pogłos brzęku rozniósł się cichym echem. Pies jednak usłuchał jego nieme polecenie. Wybił się i wskoczył na mebel mimo jego wysokiego ustawienia.
Weterynarz mógł zauważyć, jak istotne dla Scotta było jego zwierze. Bo otoczył psa ramionami i przytulił do siebie nim zaczął referować.
Jak zawsze oschły i zdystansowany, rzeczowy aż do bólu:
-Zmienił się jego zapach na mdły i gnilny, ma mniejszy apetyt a do tego zauważyłem twardość brzucha…- Urwą nagle, by mierzyć się różnokolorowym spojrzeniem oczu, z ziemistym i ciepłym spojrzeniem Casha.
Nie wiedzieć czemu, zawsze go uspokajał, jakby mowa jego ciała łagodziła wszystko: nerwowość, lęk a nawet przeszłość.


@Cash Medina
Re: Cash & ScottCash & Scott Empty
Wto Lut 27, 2024 4:16 pm
Powrót do góry Go down
Cash Medina
Cash Medina
Dzielnica : Wolf Creek
the howling

Zauważył, czy też nie, to charakterystyczne (przynajmniej dla gatunków Caninae) poruszenie skrzydełek nosa było czymś bardzo naturalnym. Może nie dla ludzi, ale na pewno dla wilków, więc nie poświęcił temu nawet odrobiny uwagi, jakby jego podświadomość sama sobie wyjaśniła, że to dużo czulszy zmysł powonienia sprowokował ten ruch, Scott z pewnością czuł zapach gabinetu, jak i wcześniejszego pacjenta i jego rodziny. Absolutnie nie powiązał tego z czymkolwiek innym.
Zamknął drzwi za psem i spojrzał na Scotta. Nie zdołał powstrzymać krótkiego, rozbawionego parsknięcia na widok głupiej miny Rogersa.
- Nie twoje obcinam, nie rozumiem wyrzutu. - Podszedł do niego, krótkim gwałtownym (ale nie agresywnym) ruchem wyjął mu tę ulotkę z dłoni i odłożył gdzieś na bok. Spojrzał na Jake'a grzecznie wskakującego na stół, mimo pewnej niechęci do wizyt w gabinecie weterynaryjnym. Nie mógł nie przyznać, że pies jest zadbany, ale nie od dziś wiedział, że Scott dbał o swojego pupila i troszczył się tak, jak należało troszczyć się o swoich czworonożnych przyjaciół. Pozwolił owczarkowi powąchać swoją dłoń, zanim pogłaskał go po łbie, podrapał za uchem, niezmiennie uśmiechając się łagodnie pod nosem. Zdecydowanie dużo bardziej przyjaźnie, niż ten profesjonalny uśmiech, jakim pożegnał matkę z córką kilka minut wcześniej. Wysłuchał Scotta, przy okazji zaglądając psu w zęby, w oczy i badając faktycznie twardy brzuch. Dopiero spojrzał na towarzysza, teraz z bliższej odległości widząc jego różnokolorowe tęczówki.
- Wymioty? Biegunka? - Podrapał jeszcze psa po łbie i odsunął się, przeszedł do stojącej na podłodze psiej wagi. - Sprawdzimy wagę. To może być niestrawność. - Wskazał na płytę wagi, dając Scottowi znak, żeby przeprowadził Jake'a na to miejsce.

@Scott Rogers
Re: Cash & ScottCash & Scott Empty
Czw Lut 29, 2024 11:26 pm
Powrót do góry Go down
Scott Rogers
Scott Rogers
the howling

Re: Cash & ScottCash & Scott Empty
Pią Mar 01, 2024 5:40 pm
Powrót do góry Go down
Cash Medina
Cash Medina
Dzielnica : Wolf Creek
the howling

Re: Cash & ScottCash & Scott Empty
Nie Mar 03, 2024 12:43 am
Powrót do góry Go down
Scott Rogers
Scott Rogers
the howling

Wyraz bólu przeszył jego twarz, na jedno uderzenie serca. Widać było to w kącikach oczu i ust gdy drgnęły nieświadomie, w chwili w której Cash położył dłoń na jego ramieniu. Rogers nie odsunął się jednak co zwykł czynić gdy ktoś inny próbował go dotknąć, lub to zrobił. Tym razem potraktował to jako reprymendę ze strony weterynarza. Wciągnął powietrze przez nos wypełniając płuca i zepchnął swoją drugą naturę głębiej wewnątrz siebie jakby ta czynność miała go uspokoić.
Tydzień przynajmniej. -powiedział rzeczowo, śledząc każdy najdrobniejszy ruch mężczyzny. Starał się nie okazywać niepewności bo zawsze cenił wiedzę białego basiora.
Wiedza, którą sam posiadał na temat zwierząt była znikoma i oscylowała wkoło tego co doświadczył przez swoje długoletnie życie.
A nie trzeba tego spuścić jakoś? Jak krowom?-Popytał poważnie przypominając sobie, że po wojnie, w trakcie swojej wieloletni włóczęgi był świadkiem czegoś takiego na ranczu w teksasie. Zwierze ledwo się poruszało aż wreszcie rozdęcie jej brzucha było tak wielkie, że leżała tylko na boku. Pamiętał, że tamtejszy weterynarz wbił w nią metalową rurkę.
Świst i ten wszędobylski smród uchodzących gazów nadal potrafił przywołać do siebie choć minęło ponad cztery dekady.
Uśmiechnął się przepraszająco, gdy Jake poczuł wreszcie jego rozluźnienie i wtulił się w nogę Casha, zmuszając go do atencji i domagając się kolejnych pieszczot.
Got it! Rzucił nagle, przymykając podejrzliwie powieki i wpatrując się w psa, który wydawał się zmieniać właśnie właściciela.
Ryż i kurczak - pomyślał i zdał sobie sprawę z tego, że już mu współczuł. Zwykle dieta jego czworonoga obfitowała w duże urozmaicenia :mielona wołowina, podroby, surowe jajka, sardynki, otręby i garść warzyw lub owoców. No cóż, będzie musiał wytrzymać.
Nagle irytujący dzwonek jego komórki rozbrzmiał echem w gabinecie. Na niewielkiej przestrzeni dało się wychwycić świdrujące słowa „Maniac, maniac…” i melodię starego hitu z lat 80’s.
Scott w pośpiechu wyjął komórkę i przesunął placem po czerwonej słuchawce na wyświetlaczu, rozłączając połączenie. Nim zdążył schować urządzenie do kieszeni, dźwięk znów rozbrzmiał. Powtórzył czynność. Jednak dzwonek nie ustawał.
Zacisnął szczękę ze złości aż uwidoczniła mu się linii żuchwy. Przez chwilę patrzył na telefon, trzymając zawieszony kciuk na zielonym przycisku.
Przepraszam- Rzucił w kierunku Casha i podszedł do drzwi. Zawahał się, nie był to dobry moment na rozmowy i to na tak małej przestrzeni, ale nie chciał wychodzić to byłoby bardziej nieuprzejme.
Odebrał i rzucił od razu lakonicznym „Maiłeś nigdy do mnie nie dzwonić”. Trudno było usłyszeć co rozmówca powiedział jednak pięść wilczego zacisnęła się mocno jakby chciał w coś przywalić. Odsunął telefon od ucha i rzucił do urządzenia „FUCK YOU!”. W chwili w której odsunął urządzenie od twarzy, można było wychwycić męski głos po drugiej stronie tuż przed rozłączeniem się „You already dane that”.
Pomyłka. - Powiedział z zawstydzeniem do Casha i wyłączył całkowicie urządzenie w chwili gdy zaczęło wibrować obwieszczając nadchodzące smsy.
Poklepał się po kurce jakby czegoś szukał. Wreszcie wyjął z kieszeni kawałek bursztynu. Nie był duży, bryłka mogła mieć nie więcej niż dwa centymetry, jednak w jej wnętrzu znajdował się zatopiony owad. Scott miał osobliwy zwyczaj płacenia w formie przedmiotów, które pozornie nie miały żadnej wartości. Jednak musiało być w tym coś z drugiego dna, którego nie wyjawiał nikomu.
Odłożył delikatnie przedmiot na metalowym blacie i zagaił.
Wyjeżdżam na jakiś czas, chciałbym zbadać artefakty naskalne, odnalezione w Karolinie, zająłbyś się może Jakiem?
Re: Cash & ScottCash & Scott Empty
Nie Mar 03, 2024 5:30 pm
Powrót do góry Go down
Cash Medina
Cash Medina
Dzielnica : Wolf Creek
the howling

Przez te wszystkie lata znajomości i dzielenia więzi stadnej, Cash zdążył zauważyć pewne odruchy Scotta, jak właśnie to lekkie drgnięcie mięśni w ułamku sekundy niekontrolowanej demonstracji bólu. Zastanawiał się wiele razy skąd to się brało, ale nie dopytywał, wyznając bardzo prostą zasadę - jeśli Rogers będzie chciał porozmawiać, poprosić o pomoc, radę, cokolwiek, to sam się do niego o to zwróci. Martwił się, owszem, ale to bardzo mocno wynikało też z jego pozycji i obowiązków w watasze.
Nie skomentował, jedynie zabrał dłoń najszybciej jak było to w danej chwili i geście możliwe, rugając się nieco w myślach za tak nieprzemyślany ruch. Nie chciał sprawiać towarzyszowi dyskomfortu.
Uśmiechnął się w wyraźnym rozbawieniu wizją spuszczania gazów, jakby Jake był taką krową. Nie miał zbyt wiele doświadczenia z dużymi zwierzętami gospodarstwa domowego, ale wiedział o pewnych procedurach.
- Nie ma potrzeby, zmiana diety na lekkostrawną i zadbanie o florę bakteryjną układu pokarmowego wystarczy. Dam ci tabletkę na gazy, podaj mu ją razem z dzisiejszym posiłkiem. Jeśli jego stan nie poprawi się w ciągu trzech dni, zapach się pogorszy, dostanie biegunki albo zacznie wymiotować, zrobimy usg. - Jak tylko Jake przytulił się do jego nogi, spojrzał na czworonoga i schylił się nieco, żeby go wygodniej podrapać za uszami, pogłaskać po łbie, potarmosić nieco po grzbiecie.
Uniósł jedną brew, obserwując jak Schott wydobywa z kieszeni telefon i rozłącza połączenie, niemal natychmiast powtarza czynność, a przy tym wyraźnie spina się. Skinął głową i machnął lekko ręką jakby w niemym przyzwoleniu na odebranie połączenia. Zupełnie nie miał z tym problemu, tak czy tam musiał wypełnić kartę wizyty, wydrukować zalecenia i przygotować odpowiednie produkty dla psa. Usiadł przy biurku, przywołał Jake'a do siebie i gładząc go wciąż jedną ręką, drugą zaczął nieco powolnie wstukiwać informacje gdzie trzeba.
Siłą rzeczy, mając wyostrzony wilczymi zmysłami słuch, nie uniknął wyłapania przynajmniej słów Scotta. Starał się nie podsłuchiwać, ale na małej przestrzeni gabinetu było to niemalże niemożliwe do wykonania. Słyszał nie chcąc słyszeć. Zerkał co chwilę zza monitora na Rogersa, wyczuwając rosnące napięcie i zmieniający się zapach, ale starał skupić się na swoim zadaniu. Wymówki rzekomej pomyłki absolutnie nie kupił.
- Mhm, mam nadzieję, że ta pomyłka nie przysparza ci kłopotów. - Nie było to ostrzeżenie ani upomnienie, choć delikatnie ostrzejsza nuta w tonie mogłaby wskazywać na czające się gdzieś w wilczej podświadomości niezadowolenie tym, że ktoś mógłby nękać członka stada. Nie było to zwrócone do Scotta, a do pomyłki po drugiej stronie słuchawki. Wywodziło się z troski. Pogładził raz jeszcze Jake'a po łbie i zaangażował i drugą rękę w stukanie w klawiaturę. Wcisnął opcję drukowania i schylił się do szafki po wspomnianą tabletkę i saszetki z probiotykiem, zatrzymując się w pół ruchu, kiedy Rogers napomknął o swojej wyprawie i wystosował prośbę o piekę nad psem. Spojrzał na niego trochę zagadkowo, pytająco.
- Kiedy? - Zadał to pytanie może zbyt szybko. Zmartwił się? Możliwe. Odchrząknął krótko. - Nie ma problemu, ale w razie czego masz inną opcję gdzie go zostawić? Albo kogoś, gdzie mógłbym zostawić go na jeden dzień jeśli okoliczności nie pozwolą mi na poświęcenie mu wystarczającej uwagi? Mój grafik bywa napięty w przypadkach... nieoczekiwanych. - Może nie zdarzały się często, ale wolał nie zobowiązać się i ostatecznie nie być w stanie spełnić tego zobowiązania. Spojrzał też na położony przed momentem bursztyn i uniósł tym razem dwie brwi wyżej. Uśmiechnął się nieco szerzej, nie mogąc jeszcze skamieliny obejrzeć, bo siedział przy biurku, ale wyraźnie wyrażając zainteresowanie podarkiem. Przywykł do tej formy... płacenia? Wyrażania wdzięczności? Było to bardzo osobliwe, bardzo w stylu Scotta.

@Scott Rogers
Re: Cash & ScottCash & Scott Empty
Wto Mar 05, 2024 2:38 pm
Powrót do góry Go down
Scott Rogers
Scott Rogers
the howling

-Pomyłki mają to do siebie, że zwykle są kłopotliwe. - Skwitował, choć słowa przychodziły mu z trudem, nie lubił roztrząsać swojego życia prywatnego, które niejako skrzętnie ukrywał przed stadem. Nie dzielił się randkami, nikt nie widywał go w miejscach publicznych z innymi osobami. Łatwo było zrzucić to na garb jego introwertyzmu.
Przyjmował wszystkie uwagi jakie słyszał z ust weterynarza i niejako poczuł ulgę. Zerknął w czarne ślepia owczarka, który teraz bezczelnie układał głowę na udzie weterynarza. W pomieszczeniu rozchodził się stukania w klawiaturę, który wywoływał nieme oczekiwanie. Nie lubił tej części wizyty, nie wiedział jak się zachować. Czy powinien coś mówić i tym samym go rozpraszać? Czy zachować milczenie, ale co wówczas należało zrobić z rękami? Wsadzić je do kieszeni czy może przywołać psa do siebie?
Ale z kolei nie chciał by wyglądało to tak jakby oddzielał od niego Jake’a. Westchnął cicho, postanowił nic nie robić aż padło pytanie.
Sure! Rzucił nagle zmieszany i nieświadomie przesunął dłonie po karku.
Zwykle zostawiam go u Ann Wilson. To moja sąsiadka, ma u niej lepiej niż u mnie. Wraca rozpieszczony i wszystko wymusza. Po prostu u niej przejmuję rolę alfy i ciężko mu oddać pozycję. Uśmiechnął szczerze, wpatrując w psa, który machał beztrosko ogonem wpatrzony w weterynarza. Cóż nie takiej rekacji się spodziewał.
…może też przekąski, spanie z Ann łóżku i nowe zabawki robią swoje… Zabrzmiało to tak, jakby Jake na kilka dni mógł wyjechać do „babci”, która nie tylko go rozpieszcza ale również dokarmia.
a ja… Zawiesił głos na chwilę jakby ważąc swoje słowa na końcu języka chciałbym wyjechać jak najszybciej, muszę odpocząć od ludzi a i boję się, że prace archeologiczne przerwie mi zima i większe opady śniegu. Wiem, że odwołali już z tamtych rejonów grupę badawczą z uwagi na mrozy. Albo teraz albo za rok. Czuł, że za rok będzie już za późno. Jeśli cokolwiek wykopią to zabiorą artefakty do instytutów by je badać. Choć jego działania nie były etyczne to czuł, że jest to konieczne dla większego dobra by przybliżyć choć w małej części możliwość okrycia pra wilka, pierwszego z nich.
Z zamyślania wyrwał go brzęk drukarki.
Spojrzał na ciemnowłosego i zrobił krok w jego stronę.
Potem znów skierował wzrok na bursztyn. Wpatrywał się w niego wyczekująco po czym powiedział do Casha
Były czasy, w których bursztyn na fibule był symbolem przynależności do danego stada. Zabawne ilu berserków z danych legend i podań było jednymi z nas. Stuknął palcem w metal stołu tuż przy bursztynie i szepnął ciszej
”Niczym owad zamknięty w bursztynie, opierający się czasowi” Zacytował powiedzenie, które wyczytał w jednym ze średniowiecznych zwojów.
Jeśli Medina postanowił przyjrzeć się przedmiotowi jaki otrzymał, mógł zauważyć charakterystyczne wyżłobienia świadczące o obróbce oraz rysy mogące sugerować, że kamień zatopiony był wiele wieków temu w metalu. A co za tym idzie należał do wojownika lub kogoś z ich rasy jednak na początku nowej ery.
Dziękuję Powiedział podpinając smycz do obroży psa i szykując się do wyjścia.
Re: Cash & ScottCash & Scott Empty
Czw Mar 07, 2024 3:57 pm
Powrót do góry Go down
Cash Medina
Cash Medina
Dzielnica : Wolf Creek
the howling

Nie starał się być wścibski, ani sugerować nadmierną ciekawość tym mężczyzną po drugiej stronie telefonu. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że mógłby to być ktoś z kategorii randkowej, jakoś tak z automatu założył zupełnie coś innego. Sam sobie wyjaśnił, że to pewnie ktoś, z kim Scott załatwiał jakieś interesy i ich niezgoda wynikała właśnie stąd. Nie oczekiwał żadnych wyjaśnień ani zwierzeń, zostawił temat, mając jednak nadzieję, że jeśli coś złego by się działo i Scott z jakiegokolwiek powodu czułby się nadmiernie nagabywany, to zwróciłby się o pomoc. Nawet nie do niego, a do kogokolwiek ze stada, przy kim czuł się na tyle komfortowo, żeby to zrobić.
Przeciągle oderwał od Scotta spojrzenie, kiedy ten zaczął przedstawiać nieznaną Cashowi sąsiadkę, która mogłaby się Jake'iem zaopiekować w razie czego. Schylił się bardziej do szafki, odciął jedną tabletkę z blisterka, wyłowił z pudełka pięć saszetek probiotyku i wyprostowawszy się, przesunął je po biurku w kierunku Rogersa. Nie przerywał jego monologu, wysłuchał uważnie, nawet uśmiechając się z rozbawieniem na sugestię, że Ann Wilson rozpieszcza psa i najwyraźniej zwierzak nabywa u niej pewnych swawolnych przyzwyczajeń. Dopóki znowu nie zderza się z rzeczywistością.
Może nawet skomentowałby to wszystko, gdyby jego uwaga nie odwróciła się w pełni w kierunku bardzo mocno poruszających go słów, "odpocząć od ludzi". Kiedy ostatnio to on odpoczął od ludzi? Kiedy wyjechał gdzieś na weekend, odciął się od stada, pacjentów, sąsiadów, znajomych i odetchnął pełną piersią gdzieś, gdzie nie musiał martwić się o telefon z nagłym wypadkiem wymagającym jego interwencji? Aż westchnął ciężko, z czymś jakby... tęsknotą?
- Odpocząć od ludzi brzmi cholernie kusząco. - Aż chyba zacznie Scottowi zazdrościć tego wyjazdu i za karę też mu Jake'a porozpieszcza.
Pogłaskał jeszcze raz psa i wstał od biurka. Wyjął z drukarki kartkę z podsumowaniem wizyty i instrukcją zaleceń, położył ją obok suplementów dla czworonoga. Dopiero po tym podszedł do metalowego stołu i sięgnął po bursztyn, żeby lepiej mu się przyjrzeć, szczerze chcąc zauważyć ten fragment przytoczonej przez Rogersa historii, zaklęty w kamieniu razem z martwym od lat owadem.
- Gdyby tylko skamieliny mogły mówić z taką łatwością jak my... - Na swój sposób mówiły, ale zrozumienie ich pieśni wymagało umiejętności zrozumienia tej formy. On sam nie posiadał tego daru, ale Scott chyba był w tym biegły. Nie potrafiłby zliczyć ile się od niego nauczył, jak wiele zauważył w pozornie nic nie przedstawiających kamieniach, kiedy tylko zostało mu to wskazane.
Otrząsnął się z również chwilowego zamyślenia, kiedy usłyszał podziękowania Rogersa. skinął mu głową lekko.
- Nie ma problemu. - Podał mu złożoną kartkę, tabletkę i saszetki, bursztyn chowając do kieszeni na piersi. - Podejdź do recepcji zapłacić jedynie za suplementy. - Uśmiechnął się do niego przyjaźnie, łagodnie, tym samym informując, że opłata za samą wizytę została uiszczona w innej formie. Podszedł do drzwi, ale zanim je otworzył, spojrzał jeszcze na Jake'a i znowu na Scotta. - Daj mi znać kiedy miałbyś wyjeżdżać. Jak mnie praca za bardzo przytłoczy, to może skażę cię na moje towarzystwo. - Rzucił to żartem, nie myśląc o tym w tej chwili poważnie, ale jakieś ziarno zostało zasiane, chęć wyrwania się na chwilę zaczęła kiełkować.
Otworzył drzwi gabinetu, wypuszczając swojego pacjenta i jego właściciela, zapraszając od razu następną osobę do środka.

/zt x2

@Scott Rogers
Re: Cash & ScottCash & Scott Empty
Sob Mar 09, 2024 2:01 am
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: