JAK TRWOGA TO DO BOGA
CENTRUM :: ANTYKWARIAT :: @Deandra Trevellyan , @Salvestre Forzano , @Domingo Falcone 23 PAŹDZIERNIK, RANO
Blade słońce wyszło zza chmur, aby zerknąć na budzące się do życia miasto. W antykwariacie położonym blisko kolebki Jericho, jaką była najstarsza zabudowa nie paliło się światło, a karteczka wywieszona na eleganckich i misternie ozdobnych drzwiach informowała o godzinach otwarcia. Te przypadały na godzinę dziewiątą. Mimo tego w środku panowało poruszenie. Wysoka kobieta o fryzurze zbliżonej do "na pazia" krążyła przy ladzie posyłając spojrzenia właścicielowi przybytku. Nie rozumiała stoickiej postawy w momencie, gdy Deandra nie wróciła do domu na noc. Wedle jej rozumowania była kruchą istotą narażoną na liczne niebezpieczeństwa. Chciała towarzyszyć jej nieustannie, ale o ile było to możliwe w dzieciństwie Dean, tak teraz obecność wielkiego psa budziłaby więcej pytań. Chłodna postawa Szarego Pana denerwowała ją, a jeszcze bardziej denerwowało ją to, że nie może mu się sprzeciwić.
—
Ależ możesz, kochana — jego głos brzmiał przyjemnie, ale znała go na tyle długo, aby nie dać się temu zwieźć —
Pamiętaj tylko o konsekwencjach. Kto jak to, ale ty powinnaś o tym pamiętać. Nie podniósł wzroku znad szkła powiększającego umieszczonego nad kilkoma monetami z XVIII wieku. Czarnowłosa drgnęła, jakby tymi słowami wymierzył jej policzek.
—
A ten impuls? Co jeśli...? — nie dawała za wygraną. Spojrzał na nią, a w tym spojrzeniu nie dostrzegła niczego ludzkiego. Zamilkła. Nie padły już żadne słowa. Przybrała postać wilczarza irlandzkiego i zastygła w swoim zwyczaju. Potrafiła tak trwać przez długi czas, uchodząc za misternie wyrzeźbioną figurę psa. Trevellyan kontynuował swoje zajęcie, spoglądając od czasu do czasu na zegarek z zagadkowym uśmiechem.