IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: * jericho * :: Acadia Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
17 października || Leon i Deandra || Park Narodowy Acadia
Deandra Trevellyan
Deandra Trevellyan
Dzielnica : centrum miasta
practical magic

17 października
Leon&Deandra
Park narodowy Acadia

Upiorna loteria:

Zgubiła się.
Ordynarnie, zwyczajnie, po ludzku. Chciała tylko skorzystać z ostatnich dobrych podrygów pogody i spędzić trochę czasu nad wybrzeżem, licząc naiwnie, że spacer i świeże powietrze jej pomogą. Przez chwilę rzeczywiście myślała, że tak będzie, ale zgubienie się gdzieś w środku lasu w czasie, kiedy się ściemnia zdecydowanie zweryfikowało ten pogląd. Cała energia, którą zyskała wśród miękkiego piachu, szumu fal i wiatru bawiącego się jej włosami zniknęła jak sen złoty.
Nigdy nie była orłem jeśli chodzi o orientację w terenie, dlatego zbawieniem były dla niej aplikacje z nawigacją. Sęk w tym, że w miejscu w którym wylądowała nijak nie mogła znaleźć zasięgu. Przysięgłaby, że wiedziała w którym miejscu źle skręciła, ale po kilku kolejnych zakrętach zwątpiła w to, że uda jej się wrócić na właściwą drogę. Wszystkie wyglądały tak samo. Kawałek asfaltu, żółte linie i drzewa. Mnóstwo drzew, żadnych znaków. Możliwe nawet, że wjechała na teren parku, a nie była pewna czy w ogóle wolno jej to robić. Byłaby jednak wdzięczna za pojawienie się służb, bo może pomogliby jej wyjechać z tego przeklętego miejsca.
Serce waliło jej jak młot, zaciskała ręce na kierownicy kurczowo i mrużyła oczy w poszukiwaniu jakiegokolwiek oznakowania. Z duszą na ramieniu, bo jedyne oświetlenie jakie miała, to reflektory jej samochodu.
Podśpiewując pod nosem starała się dodać sobie otuchy, ale na próżno. Nigdy nie bała się ciemności, ale teraz miała wrażenie, że ta całkowicie ją pochłania. Jechała niemal żółwim tempem, pomna tego, że zza byle krzaka może jej wyskoczyć na drogę jakaś zwierzyna. Mercedes toczył się dzielnie przez tę ciemnicę, czego nie można było powiedzieć o Deandrze. Zerknęła na ekran telefonu w nadziei na jakieś zmiany i omal nie wykrzyknęła z ulgą. Zasięg mignął tylko na krótką chwilę, zaraz później uleciał gdzieś w eter.
To by było na tyle, Dean.
Zaklęła siarczyście; ta sekunda nieuwagi miała ją jednak drogo kosztować, bo gdy podniosła wzrok na drogę, zupełnie znikąd pojawiła się tam biała postać.
Zahamowała tak gwałtownie, że torebka położona na siedzeniu pasażera niemal wypadła przez przednią szybę, a pisk opon poniósł się po lesie. Zamarła przerażona, że kogoś potrąciła.

_________________
Was this mess all your creation? Or did i just embrace temptation? Some things just cannot be undone. Tell me now, are you happy with what you've become?
Powrót do góry Go down
Leon Bouchard
Leon Bouchard
Dzielnica : Wolf Creek
the howling

Noc była najlepszą porą na zwierzęce wybryki. W cieniu drzew, pod osłoną lasu i w świetle srebrnego księżyca las pachniał zupełnie inaczej, niż za dnia. Opuścił Wolf Creek ubrania zostawiając przy patio. Odkąd został przyjęty do watahy mieszkał w domu alfy - jednym z powodów, dla których tak się stało był fakt, że Leon wilkiem był stosunkowo niedługo i wciąż ktoś musiał mieć na niego oko. Czy mu to przeszkadzało? Jeszcze nie; nie, kiedy wciąż był w sytuacji, z której podnosił się finansowo po ucieczce z Francji. Aby mieć coś swojego, należało najpierw na to zarobić.
Kiedy już był gotowy, rozpoczął przemianę. Dłonie i stopy przekształciły się w wilcze łapy, ciało porosło ciemną sierścią. Po kilkunastu minutach do znajdującego kawał drogi dalej lasu wbiegł duży wilk. Nie odbiegł daleko, a od razu wyczuł zapach zająca i popędził jego tropem. Przedarł się przez chaszcze, przeskoczył przewalony przez wiatr spróchniały pień, podążając dalej w knieje. Dla człowieka odległość była ogromna, dla wilka - niekoniecznie. Zapach zwierzyny zniknął, gdy wbiegł w przecinający las strumień. Zając stracił znaczenie już jakiś czas temu a Leona pochłonął sam pęd, woń igliwia i leśnego poszycia, wody osadzającej się powoli na liściach krzewów. Uderzenie wolności, które czuł za każdym razem gdy zapuszczał się w leśną gęstwinę.
Zatrzymał się gdy dotarł do asfaltowej drogi. Reflektory samochodu rozświetliły ulicę i najbliższe drzewa a on wycofał się by pozostać niezauważonym. Miał już doświadczenie związane z własną pychą i twardym zderzakiem pickupa. Trzeba było myśleć, a nie usłyszał, kiedy już ściągnęli go z drogi i sprawdzili połamane żebra.
Kilkaset metrów dalej reflektory znów rozproszyły ciemność a on rozpoznał ten sam samochód. Kiepskie miejsce na to, by zabłądzić; gps często nie łapał tu zasięgu.
O lala, bonne chanse, mógłby powiedzieć jedynie i zawinąć się w drogę powrotną. Tym razem przynajmniej nie będzie musiał wycierać twarzy z krwi jakiegoś zwierzęcia. Nie raz przytrafiło mu się skończyć z sierścią pomiędzy zębami, co zwykle kończyło się krótkim odruchem wymiotnym, gdy je wyciągał.
Mijały kolejne minuty, może ze dwa kwadranse, kiedy nocną ciszę rozdarł pisk opon. Zatrzymał się, by zastrzyc uszami i dojść do tego, skąd dobiegł dźwięk - lepiej, by to nie był wypadek. Nawet jeśli, nie powinien się mieszać.
Dlatego też, gdy zbliżył się do skraju przy drodze, przemienił się na powrót w człowieka. Przedarł się przez chaszcze, ominął kilka wysokich sosen i wyszedł na drogę unosząc dłoń, by światła samochodu go nie oślepiały. I dopiero wtedy do niego dotarło.
- Och, putain... och, putain... - a mógł po prostu się wycofać, zignorować wszystko i wrócić do Wolf Creek. - Toi idiot... - westchnął zasłaniając się i naprędce wymyślając wymówkę.
Powrót do góry Go down
Deandra Trevellyan
Deandra Trevellyan
Dzielnica : centrum miasta
practical magic

Miała wrażenie, że strach zacisnął jej lodowate palce na ramionach. Gdzieś pomiędzy szokiem, brakiem zrozumienia dla tego, co zobaczyła na drodze, a zwykłym przebłyskom zdrowego rozsądku, jak w letargu sięgnęła do klamki samochodu i zamarła, przez chwilę oddychając jedynie ciężko obserwowała owady, latające bez ładu i składu w snopach światła rzucanych przez jej reflektory. W uszach słyszała tylko walenie własnego serca, a przez głowę przemaszerowała jej cała kawalkada coraz to bardziej paskudnych przekleństw. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio aż tak bardzo się bała; odruchowo spojrzała w górne lusterko, modląc się, by nie zobaczyć na drodze za sobą żadnego białawego kształtu leżącego na mokrej jezdni.
Na asfalcie ktoś stał. Może to wina ciemności, może jej kiepskiego wzroku, a może szoku pompującego w jej żyły adrenalinę; nie była w stanie ocenić, co to za postać i nie myśląc nawet o tym, że to mogło przecież być koszmarnie niebezpieczne, wysiadła z samochodu, nie myśląc nawet o tym, aby zabrać stamtąd kluczyki. Nie zamknęła jednak na wszelki wypadek drzwi; ostatni bastion trzeźwego myślenia zakładał ewentualność ucieczki, gdyby ktokolwiek był na drodze okazał się niebezpieczny.
Nie zakładała jednak takiej ewentualności, zbyt przerażona myślą, że mogła mu zrobić krzywdę.
- Hej, wszystko w porządku? Nie widziałam Cię... - Zaczęła, zbliżając się truchtem do nieznajomej postaci. Jej głos poniósł się po lesie nienaturalnie głośno, a Deandra dopiero gdzieś w połowie drogi zorientowała się, że postać owszem, wydawała się biała, bo była... Naga?
Jak na zawołanie, stanęła jak wryta, by zaraz cofnąć się pół kroku. Szok ustąpił miejsca konsternacji, a jakiś cichy głos w głowie podpowiedział, że to jakieś diabelskie sztuczki; widziała swoją niedoszłą ofiarę jedynie przelotnie, ale mogłaby przysiąc, że osoba której omal nie potraciła, miała na sobie jakąś sukienkę i była znacznie drobniejsza niż ten rosły mężczyzna. Czegokolwiek jednak nie byłaby świadkiem, wystraszył ją nie na żarty. Była rozdarta pomiędzy chęcią ucieczki a strachem, że jeśli faktycznie coś mu zrobiła, zostawi go w takim wypadku bez żadnej pomocy. Z drugiej strony tyle czarnych scenariuszy przetańcowało jej przed oczami, że spokojnie mogłaby się zasłonić obawą o własne bezpieczeństwo i pomocy nie udzielić, ograniczając się jedynie do wezwania pomocy. Albo policji.
Cofnęła się znowu o parę kroków, uprzytamniając sobie, że i tak nie ma tu przecież zasięgu. Nie zamierzała ryzykować - przyspieszyła kroku i uciekła z powrotem do samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem. Nie spuszczała wzroku z zasłaniającego się z marnym skutkiem nieznajomego. Nie zamierzała podejmować dzisiaj już większego ryzyka. Mógł być kimkolwiek, mordercą, zboczeńcem... Odpaliła silnik i już chciała ruszyć, rzucając okiem za siebie i upewniając się, że nikt nie nadjeżdża.
Na tylnej kanapie siedziała czarnowłosa kobieta.
Tym razem z gardła Dean dobył się krzyk. Wyskoczyła z auta jak oparzona, będąc na granicy wpadnięcia w panikę. Czego chcieli? Samochodu? Pieniędzy?

_________________
Was this mess all your creation? Or did i just embrace temptation? Some things just cannot be undone. Tell me now, are you happy with what you've become?
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: