IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: * jericho * :: Domostwa :: Old Town :: Hassan Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
ALVA & ANWAR 20.10.23
Alva Blanchard
Alva Blanchard
Dzielnica : Zmiennie; głównie ścisłe centrum
practical magic

  Ciepło ogrzewania, które bucha w nogi w autobusie jedynie ściąga umysł ku senności, kiedy ciało spięte w ekscytacji wciśnięte w niewygodę plastikowego siedziska autobusu. Ta jest dziwna, nie do końca zrozumiała, ani niewygoda, ani ekscytacja. W kieszeni skórzanej kurtki trwa jednak zawiniątko, płótno przełamanej bieli owinięte wokół kostek; czegoś drobnego, czego nie może zidentyfikować w pełni, a co wibruje przyjemnie między splotami nerwów. Kot? Jakiś gad? Obcas ociera się o metalowy pręt pod siedzeniem, gdy lewa dłoń zaciska się na krągłości czegoś, co może nazwać talizmanem, ale skąd? Jakim? W głowie hula pustka, wyjąc w nieskończoność zachłannością. Gardło suche, bo zalega w nim zniecierpliwienie podobne do piasków Sahary, bo czeka przecież na ten moment od ponad trzech tygodni. Powoli przegrzebywał paczki, szuka tego jednego konkretnego nazwiska i imienia. Adres, który na stałe wrył się między sploty umysłu. Pcha go do działania, do ruchu, do aktywności, której się brzydzi, ale która wywraca żołądek na drugą stronę i nadaje istnieniu nowego znaczenia. Pragnie. Tak cholernie pragnie kolejnego bodźca, który zaprowadzi go bliżej celu. Ku absolutnemu zagrabieniu sobie władzy nad wszystkim, co żywe i martwe.
  Jest grubo po dwudziestej trzeciej. Nie miał wcześniej czasu — ale ma go coraz mniej przecież, odkąd przez kręgi kręgosłupa wije się dziwna niepewność, zmartwienie, które wsiąka w płyn rdzeniowy i wbija się chłodem obcości w podstawę umysłu. Coś lub ktoś się zbliża, powoli, z wyrachowaniem. Bez pośpiechu, ale z podobną do niego zażartością. Głodem, jaki zżera kości, wbija zębiska w biel tkanki i spija szpik. Żarłoczność. Gniew.
  Pierwszy krok na bruku wieńczy krótkim westchnieniem. Za nim wpleciony jest papierosowy dym, który szarością unosi się znad podpalonego zapalniczką tytoniu. Pierwszy wdech zagarnia całą przestrzeń płuc, wypełnia je, każdy pęcherzyk, każdy milimetr istnienia, zanim niski obcas krokodylich kowbojek zderzy się ze schodami klatki, niosąc miałkie echo w górę.
  Cisza, gdyby nie była rozrywana cichym wydechem, byłaby wręcz nieprzyjazna. Teraz jednak spowija przyjemnie sylwetkę chłopca, gdy ten plecami zapiera się o framugę upragnionych drzwi. Bolesność konturu wżyna się w ciało, ale to nie jest teraz ważne. Nic nie jest ważne. Ważność, w każdej swojej formie zdechła na progu budynku.
  Trzeba jednak przyznać, że zachowanie Blancharda jest szczeniackie. Zawsze było i zapewne zawsze takim pozostanie. Szczególnie teraz, kiedy odrywa filtr papierosa od ust, pozwalając popiołowi opaść na posadzkę klatki schodowej. Żar na krańcu bibułki żarzy się natarczywie, pożerając kolejne kawałki tytoniu, kiedy spojrzenie zimnego błękitu wbite w przeciwległą ścianę, gdy chłód tęczówki wgryza się w oleistą farbę zakrywającą tynk budynku. Nie dotyka knykciami drzwi, gdy stukot obijanych kostek o drewno zawzięcie memła przestrzeń. Oddech. Ten rozświetla twarz łuną pomarańczy rzucaną z końca papierosa, zanim znów zapadnie grobowa ciemność wraz z ciszą.

@Anwar Hassan

_________________
ALVA & ANWAR 20.10.23 XEvTqYa
ALVA & ANWAR 20.10.23ALVA & ANWAR 20.10.23 Empty
Czw Lis 09, 2023 2:07 am
Powrót do góry Go down
Anwar Hassan
Anwar Hassan
Dzielnica : Old Town
practical magic

Piątek był dniem rządzonym przez planetę Wenus, teraz więc żegnał jej wpływy. Wenus, która spoczywa w męstwie i potędze miłości, która dręczy ludzkie ciało od środka. Miał wobec niej niemal personalną wendettę, bo jego dręczyła wybitnie. Zimna ciemność października spłynęła na świat, rozpoczęła się noc, koniec jej władania powoli nadchodził. Anwar żegnał duchy natury, które otaczały go w czasie jego dnia, zamykał magię w pewien sposób.

Kawalerka mężczyzny nie była zbyt duża, a jego ołtarz znajdował się na małej komódce, która skrywała wewnątrz najbardziej podejrzane dla ludzkiego oka przedmioty. Na wierzchu znajdowały się świece, posąg Ozyrysa, misa z wodą, pióro strusia i miseczka z glebą. Ułożone na co dzień, przypominały ekscentryczną dekorację na konsolce pod telewizorem, nic więcej.

Anwar modlił się, oracja płynęła tym samym rytmem, co o poranku, gdy błogosławił wraz ze wschodem słońca i pierwszą godziną Wenus, swój dzień, przyjmując jej energię przed całym dniem pracy.

Żegnam was, duchy, na siedem planet nieba, gdziekolwiek przebywacie, odejdźcie do mnie natychmiast, bez zwłoki i opieszałości. Zaklinam przez powietrze, ogień, wodę, ziemię, morze i rzeki, odejdźcie do swych domów czy to w niebie, czy na ziemi... — przewało szept jego modlitwy pukanie. Kontynuował: — W górach i wzgórzach, równinach, na otwartym morzu, jeziorze, daleko lub blisko. Gdziekolwiek jesteście i gdziekolwiek mieszkacie, odejdźcie stąd bez zwłoki.

Wstał z klęczek, zdmuchnął cztery świece, strzyknęło mu w kręgosłupie, a w łydkach pojawiło się nieprzyjemne mrowienie odrętwiałych kończyn. Starzał się, czuł to coraz bardziej w takich codziennych czynnościach, jak właśnie oracje planetarne i ofiary dziękczynne. Spojrzał na zegarek ścienny, podchodząc do drzwi i zmarszczył brwi. Tak jak się spodziewał, była już późna godzina, zdecydowanie nieadekwatna do niezapowiedzianych odwiedzin.

Ostatnie nici magii przepływały dookoła, razem z zapachem kadzidła żywicznego, które dopalało się z podwieszonej pod sufitem kadzielnicy na węgielki, gdy uchylił drzwi.

Słucham? — zapytał, miękkim głosem, który jeszcze nie wrócił do końca do angielskiego ułożenia krtani i został naznaczony mocnym, egipskim akcentem.

@Alva Blanchard

_________________
boo~!
Re: ALVA & ANWAR 20.10.23ALVA & ANWAR 20.10.23 Empty
Czw Lis 09, 2023 10:00 am
Powrót do góry Go down
Alva Blanchard
Alva Blanchard
Dzielnica : Zmiennie; głównie ścisłe centrum
practical magic


  Słucham?; brew wędruje w łuku, kiedy spojrzenie chłopca wślizguje się w stronę rzucanego z mieszkania światła. Pozwala sobie na moment milczenia, jakby czuł, że to on jest na prowadzącej pozycji. Jakby to był jakiś dziwny wyścig o kontrolę, o władzę. Gówno prawda; ale uczucie, że to on rozdaje karty, trzyma się go tak cholernie mocno, jak głodny kleszcz wpięty w skórę. Milczy też wtedy, kiedy filtr papierosa obejmuje wargami, obiema dłońmi przeszukując kieszenie skórzanej kurtki. Milczy, gdy na lewej dłoni układa dwa płócienne pakunki, malutkie zawiniątka. Podsuwa je bliżej mężczyzny, poruszając pod nimi palcami, wprawiając kosteczki w klekoczący ruch. Długie paliczki odbierają wargom nikotynowy posmak, a błękit tęczówek szuka tych obcych, na których może się zaprzeć, w które może wniknąć. Znaleźć oparcie, którego wewnętrznie potrzebuje, ale nie przyzna się przecież, nie może, nie teraz, nie nigdy.  — Specjalna dostawa. Dla stałych klientów. Co prawda, firma mi za nią nie zapłaci, ale radość z pomocy jest dla mnie o wiele ważniejsza niż hajs. Chociaż napiwki mile widziane — sylwetka sztywnieje nieznacznie, kiedy Alva prostuje się i zaciska nieznacznie w grabie przedmioty, chowając je na powrót bliżej własnego ciała, ruch jest już bardziej urwany, gwałtowniejszy niźli wcześniej. Tak jest bezpieczniej. Żywiczy zapach wdziera się teraz łagodnie w nos, zna go, zna go tak dobrze... powieki przymykają się, a czoło subtelnie marszczy w zastanowieniu, nim język obliże spierzchnięcie z ust, a kciuk strzepie szarość popiołu na posadzkę korytarza.
   — Więc są dwie opcje. Albo wiesz, co z nimi robić, albo jesteś jednym z tych jebniętych freaków, co robią sobie dobrze do okultystycznych fantów — nie kończy jeszcze, jedynie zawiesza pauzę, przechylając skroń bliżej obłości barku. — Jestem pewien, że oboje wolimy wierzyć w tę pierwszą opcję  — i kiedy ostatnia zgłoska wypada z ust, zamyka je w uśmiechu, pozwalając filtrowi papierosa obrócić się w palcach, nim znów wyląduje między nimi. Dwa ostatnie wdechy. Szybkie. Dym ucieka kącikami i nosem, gdy korpus obraca się na wszystkie strony, aby odnaleźć odpowiednie miejsce na zgaszenie peta. Nie ma go. Oczywiście, że go nie ma. Ruchem pełnym przyzwyczajenia ociera opuszkę kciuka i wskazującego palca o język i gasi szybko żar, znów unosząc rozszerzone w półmroku źrenice ku rozmówcy.  — To jak będzie Panie Zbieram Kocie Kości?


_________________
ALVA & ANWAR 20.10.23 XEvTqYa
Re: ALVA & ANWAR 20.10.23ALVA & ANWAR 20.10.23 Empty
Czw Lis 09, 2023 6:11 pm
Powrót do góry Go down
Anwar Hassan
Anwar Hassan
Dzielnica : Old Town
practical magic

Przez uchylone drzwi widać dość sporo. Czysty aneks kuchenny, z niepasującą nastawną szafką z przyprawami, kolorowe naczynia ułożone na suszace, odbijające ciepłe światło okapu, teraz milczącego, który nie do końca pochłonął zapachy i pozostawił mieszkanie przykryte delikatną wonią dawno zjedzonej kolacji, pikantnej, nie pasującej do wilgotnego, pochmurnego Maine. Było też widać rozkładaną kanapę, a przynajmniej jej narożnik, kilka poduszek i przerzucony przez podlokietnik wzorzysty koc.

Anwar oparł się lekko barkiem o drzwi, czując śpiew magii na brzegu czucia, pieśń która unosiła włoski na jego ramionach i karku. Zwykłe bariery ochronne, symbole na nadprożu, namalowane krwią baranka, zmieszaną z hyzopem, drażniły, pulsowały ostrzeżeniem. Te znacznie głębsze spały jednak. Arogancki dzieciak, który ukradł mu paczki z jego bardziej wartościowymi spirytualnie zamówieniami. Uniósł brwi w górę, słuchając w milczeniu słów młodzieńca. Te obce oczy w półmroku jeszcze bardziej odróżniają się czernią, niż zwykle, jak dwa węgle, turmaliny, jak bezgwiezdna noc, która pochłania i pożera.

Mhmmm — odpowiedział mu przydługawy, przeciągły pomruk, wibrujący na kostkach wydatnego nosa. — Lubię martwe zwierzęta.

Jak na zawołanie rozległo się ciche zderzenie czegoś z drewnianą podłogą i po chwili przez drzwi wychylił się czarny pyszczek kota w złotawej obróżce. Kot zaczął węszyć w powietrzu i ocierać o nogi właściciela, nie przekraczając progu mieszkania.

Zamierzasz tak stać, czy do kradzieży i przeglądania cudzej korespondencji, ma dojść napastowanie?

Wiedźmin już dawno temu przestał być miły. Chociaż zlatynizował swoje imię, ubierał się jak Amerykanin, nadal był Egipcjaninem o bardzo wydatnym asyryjskim nosie, a w jego głosie zawsze już miał brzmieć cierpki akcent, przypominający o ciepłe ziemi, która go wychowała. Przypominały mu o tym również niedogodności, codzienny rasizm, z jakim się spotykał. Komentarze o jebaniu kóz, o byciu pedofilem, gdy wspominał, że jest wdowcem, krzywe spojrzenia, głośne terrorysta z ust obcych osób i ciche zawracanie dzieci, gdy weszły w tę samą alejkę w sklepie w mniejszych miejscowościach. Nie miał cierpliwości do złośliwych dupków o skórze białej jak śnieg i niebieskich oczach.

@Alva Blanchard

_________________
boo~!
Re: ALVA & ANWAR 20.10.23ALVA & ANWAR 20.10.23 Empty
Czw Lis 09, 2023 10:23 pm
Powrót do góry Go down
Alva Blanchard
Alva Blanchard
Dzielnica : Zmiennie; głównie ścisłe centrum
practical magic

Najwidoczniej zacząłem ze zbyt wysokiej nuty... — krótki śmiech, niemy, bardziej wydech rozbawionego powietrza wiśnie, kiedy Alva wyciąga zapalniczkę. Obraca w palcach jej stalowe zimno, które przylgnęło do niej październikową nocą, zanim kliknięcie zawiasów oznajmi jej otworzenie. Czuje przecież, że nie może mieć do czynienia z kimś normalnym. Czuje, jakby to powiedziała babka, mężczyzna stojący przed nim, to kolejny pomazaniec. Jeden z nich. Nasz. Kto okadza mieszkanie żywiczym kadzidłem (poza nastolatkami, pseudo wiccankami) bez znajomości jego wartości? Jaki miałoby to sens? Dlaczego bijąca od wnętrza mieszkania aura drażni zmysły na wszystkich możliwych płaszczyznach świadomości, gryząc w ten sam sposób umysł co wspomnienie pierwszego przeciągnięcia opuszkami przez cielęcą skórkę starego notatnika Avy? Zbyt wiele pytań, gdy odpowiedź jeszcze zagrzebana na dnie żołądka Anwara.  — Żywe chyba też... bardzo ładny kot  — wraca półszeptem do poprzedniej wypowiedzi mężczyzny, kupując sobie tym samym nieco czasu. Wystrzeliwuje zgaszony przed chwilą niedopałek za siebie, słysząc jak ten, odbija się od ściany i spada o dwa, może trzy stopnie niżej na półpiętro. — Jak się nazywa? — pyta, gdy krzesiwo pod kciukiem rodzi iskrę, wybudza długi płomień, rozświetlając skupienie na twarzy Blancharda, który zimno tęczówek, tak niepodobne to rażącej pomarańczy ognika, wbija w wijącą się światłość. Jej ciepło mami. Zawsze mami i pogrąża, co zabawne i co najmniej ironiczne, w mroku, który schowany tuż pod mostkiem, tak blisko szarpiącego się nieznośnie serca.
  Źrenice, teraz już bardziej podobne do ziarenek pieprzu, wielkości główek szpilki, wracają ku twarzy Hassana, ku egzotycznym rysom, ku obsydianowej ciemności, która wydaje się tak ciepła i przyjazna, a zarazem obca i odpychająca.  — Chce tylko porozmawiać, zadać kilka pytań — oddech więźnie u szczytu płuc, gdy płomienny język, jego na początku zaledwie koniuszek, zaczyna smagać opuszkę wskazującego palca.  — Potem się zwinę. Obiecuję  — ból rośnie, z nieznośnej niewygody zmienia się w palącą naskórek irytację, wdzierając się w układ nerwowy, wybudzając w ciele naturalną wolę walki z bólem; ucieczkę. Ta jednak nie następuje, bo palec zniża się jeszcze bardziej; chłopiec pozwala, aby żarliwość omiotła paliczek, zamykając go w sobie bezlitośnie. Skupienie naciska na skronie, odzywa się uderzeniami wzburzonej krwi w żyłach, które oplatają czaszkę, huczy w uszach i piszczy wysokim tonem. Dzieli się swoim bólem z Anwarem, chce się nim dzielić, bo to jedyna możliwość, to jedyna droga, jedyna opcja, jaką teraz Alva posiada. Łapie się jej jak tonący brzytwy, jak wygłodniały pies rozrzuconych na ziemi kamieni. Przywykł do bólu, do tego konkretnego w szczególności. Mimo to szczęka zaciska się mocniej, a szkliwo zębów ociera się o siebie, napierając mocniej trzonowcem o trzonowiec.


_________________
ALVA & ANWAR 20.10.23 XEvTqYa
Re: ALVA & ANWAR 20.10.23ALVA & ANWAR 20.10.23 Empty
Pią Lis 10, 2023 1:05 am
Powrót do góry Go down
Anwar Hassan
Anwar Hassan
Dzielnica : Old Town
practical magic

Apophis.

Ironicznie Apfis był demonem-wężem starożytnego Egiptu, z którym walczyła Bogini Bastet, pomagając Ra o zachodzie słońca. W opowieści Apophis atakował słoneczną barkę Ra każdego zmierzchu, aby połknąć słońce, a to jego krew, pokanego przez kocią boginię, barwiła zmierzch swoją czerwienią. To on odpowiadał za zaćmienia słońca, za ciemność i, co ciekawe, nadal nosił właściwości lecznicze, chroniąc zmumifikowane ciało Ozyrysa.

Zdążył powiedzieć tylko imię kota, gdy poczuł ból na palcu. Odruchowo włożył go ust, czując zapach spalenizny, piekący ból rozszedł się po ciele mężczyzny. Syknął, zaskoczony nagłym uczuciem, które tak dobrze korespondowało z dziecinną próbą stroszenia piór, jaką miał przed sobą. Jego całe nauczycielskie doświadczenie bardzo szybko klasyfikowało młodego, jako jednostkę nieco upośledzoną społecznie i głęboko potrzebującą pomocy, prawdopodobnie pozbawioną figury rodzicielskiej i mentorskiej.

Ciekawe masz metody perswazji. Apophis przynajmniej nie udawał, że jego sytuacja życiowa pozwala mu na stawianie warunków, gdy wyciągnąłem go z rynsztoka — mruknął i ziewnął na koniec, zasłaniając usta wierzchem dłoni. Przetarł twarz w zmęczeniu. Czaszka pulsowała bodźcami całego dnia, dźwiękami z telefonów uczniów, kakofonią tiktoka, rozmów i szurania butami, zapachami ze stołówki, perfumów i męskiej szatni, jego własnego mieszkania, smak rany na ustach i metalicznego zmęczenia na dziąsłach.

Masz trzy pytania, a później znikasz.

_________________
boo~!
Re: ALVA & ANWAR 20.10.23ALVA & ANWAR 20.10.23 Empty
Pią Lis 10, 2023 8:46 am
Powrót do góry Go down
Alva Blanchard
Alva Blanchard
Dzielnica : Zmiennie; głównie ścisłe centrum
practical magic

   Głupota rodzi się z niepewności; głupota wrysowana w młode mięśnie i napięte śliskie, opalizujące ścięgna. W cały szkielet złożony z zapytań, który trzeszczy przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu. Szczeniackie zachowania, granie pod publikę, udawanie siły, której w wątłym ciele jeszcze brak; a może już i dopiero brak, bo przeczucia obgryzają kostki, szarpią za nogawki spodni jak bezpańskie kundle złaknione choćby kawałka samego tłuszczu oblepiającego tkankę. Odrywa palec od ognia, zamykając zapalniczkę z chrzęstem wysłużonego zawiasu i klikiem metalu o metal. Opuszka ląduje między wargami, kiedy ból gasi zawiesiną śliny i rozgrzanym językiem. Nie wie, czy chce więcej tego, czego właśnie doznał — bo to mami, jak chwiejna rzeczywistość, na której zakleszcza zbielałe paliczki. Chciałby pochłonąć  w siebie więcej, ale nie wie, czy ciało jest zdolne do aż takich wysokich poświęceń. Dlatego srebro ląduje w wyściełanej czerwienią kieszeni kurtki, gdy martwica spojrzenia osadzona tak twardo i niewzruszenie w rysach twarzy mężczyzny.
   Ignoruje w sposób absolutny pierwszą część odpowiedzi, ta spływa po fakturze ciała intensywnością śluzu, który niby się ślizga, ale ku prawdzie martwieje w zagłębieniach ciała. Nie jest istotne, jak nazywa się kot, wie to On, jak i Anwar. Śmieszna zagrywka. Błazeńska wręcz; ale skutkująca. Kot kotem, człowiek człowiekiem,  wszystko wszystkim. Po raz kolejny Alva wykazuje się czystą ignorancją. Ciężko jednak określić, nawet jemu samemu, czy ta wynika z głębi, czy jest wyłącznie powierzchowna. Wyrachowanie czy smuga młodości, która już za kilka lat zetrze pewniejszy ruch dłoni, starszej, niestarej jeszcze, ale bardziej dojrzałej. Jeżeli jakakolwiek dojrzałość jest w stanie zasiedlić się w umyśle chłopca. Dlatego też słysząc odpowiedź, kącik ust zadziera się w kierunku zwężonej źrenicy lewego oka, naznaczając twarz rozbawionym skupieniem.  Głos przeradza się w szept, tchnięty ponad oddech, słyszalny, ale ledwie co smagający struny głosowe — swoją drogą, to doprawdy głupia gierka...  — bark zderza się z framugą drzwi, a skroń odnajduje oparcie w jej wypukłości, pozwalając czarnym falom spowić przeżyte zatrzaskiwaniem drzwi drewno.  — Pierwsze pytanie. Będziemy rozmawiać na zewnątrz, czy dostąpię łaski wejścia do środka, żeby kolejne dwa nie brzmiały jak żebranie o piątaka? Nie jestem wampirem... nie potrzebuję specjalnego zaproszenia  — opuszką kciuka przeciągnie przez linię warg, unosząc ją nieznacznie w miejscu, w którym kieł tępy, ostry jak to bywa u ludzi, ale wyłącznie u ludzi; nieprzydatny przy zadawaniu głębszych ran. Blanchard spija uważnym spojrzeniem każdy ruch, to, jak dłonie przecierają twarz mężczyzny, fakturę skóry na ich wierzchu. Nie jest trudno wywnioskować, że pod warstwą arogancji, której mógł się spodziewać zamiast strachu i gniewu, widoczne jedynie obite, nijakie, ale i zarazem paraliżujące zmęczenie. Odjąć je — mógłby, mógłby przecież przynieść mu ukojenie, ale jakim kosztem? Sam sobie panem i władcą.
   Dynamiczność ruchu ciała maleje, trwa w stuporze, obie dłonie ścieląc w ciepłocie materiału kieszeni, nagrzanym własnym ciałem. Zmarnował jedno pytanie. Kolejne dwa będzie musiał utkać tak, aby przekonać się nie tylko o mężczyźnie, ale o samym sobie, czy magia, nazwa w skorupie czaszki zarezerwowana dla urodzinowych magików, jest na tyle silna, aby została sklonowana i spowinowacona, przetkana na nowy schemat, pozwalająca się wcisnąć w nowe określenia, jak i podporządkowania innym.


_________________
ALVA & ANWAR 20.10.23 XEvTqYa
Re: ALVA & ANWAR 20.10.23ALVA & ANWAR 20.10.23 Empty
Nie Lis 12, 2023 10:17 am
Powrót do góry Go down
Anwar Hassan
Anwar Hassan
Dzielnica : Old Town
practical magic

Podniósł głowę ku gwiazdom, które namalował na suficie i ciało wygiętej Nut na nieboskłonie. Co prawda było to bardzo czasochłonne oraz niekoniecznie dozwolone, zamierzał jednak zamalować je podczas zdawania mieszkania.

Ludzie myślą o nocnym niebie jak o lampkach na czarnym aksamicie, ale ono tak nie wygląda, nie jest jak migoczące kryształki na sukni balowej. Gwiazdy są wszędzie, jak cukier, jak brokat, jak pył. Na początku nie można znaleźć gwiazdozbiorów, nie dlatego, że się ich nie rozpoznaje, ale dlatego, że jest tak wiele gwiazd, że nie można dostrzec znajomej linii pasa Oriona. Gwiazda polarna przeszła od jasnego znajomego  światła do niemal całkowitego złączenia się z tysiącem, milionem innych świateł. Droga mleczna to linia światła biegnąca łukiem po niebie, jak ślad księżyca na wodzie, tylko nieskończenie, nieskończenie większe.

Gdy tak patrzysz na niebo, rozumiesz, dlaczego ludzie nazywają to kopułą. Jest trójwymiarowa dokładnie tak, jak miejski pejzaż nie jest.

Nagle przychodzi zrozumienie, dlaczego Luthien Tinúviel tańczyła w świetle gwiazd, a nie w świetle księżyca, dlaczego ludzie w czasach, zanim jeszcze odkryli, że Ziemia jest okrągła, wciąż patrzyli w górę, zastanawiali się, budowali teleskopy i śnili o gwiazdach. Gwiazdy są starożytne i nieskończone, a spoglądając na nie, czujesz się, jakbyś spadał w górę w to wspaniałe, jasne niebo, jakby wzywało cię do domu.

Zrobił krok do tyłu, razem z zapraszającym gestem dłoni.

Zapraszam.

Z tym, że jego domostwo było strzeżone nie tylko przed wampirami. Chroniła go nie tylko krew baranka, ale również uczynił ochronę z Efet-zioła, co sprawia ból: z cebuli, która szkodzi; z miodu, który jest słodki dla żyjących i gorzki dla tych, którzy są umarli, ze złych części ryby Ebdu ze szczęki meretu; z kręgosłupa okonia. Nie był to okrutn czar, dość prosty do złamania, bo więcej protekcji nosił na sobie, niż w swoim domu. Chciał przetestować młodzieńca, czy w ogóle wyczuje dwie bariery. Czy przejdzie przez uczucie strachu, ciągnące swoją moc z Księgi Wyjścia i Plag Egipskich dzięki krwi.

@Alva Blanchard

_________________
boo~!
Re: ALVA & ANWAR 20.10.23ALVA & ANWAR 20.10.23 Empty
Nie Lis 12, 2023 1:50 pm
Powrót do góry Go down
Alva Blanchard
Alva Blanchard
Dzielnica : Zmiennie; głównie ścisłe centrum
practical magic


    Wszystko wydaje się nagle zbyt proste. Zbyt łatwe. Uzyskane bez walki. Ale przecież ta walka się odbywała, na zupełnie innej płaszczyźnie, drąc pazurami przez astralność. Ta, ukryta, niewidoczna dla wielu, biegła pulsującą żyłą energii przez przestrzeń, splatając się z tym, co żywe i martwe; martwe wyłącznie z pozoru, bo koło życia wgryzało się i mieliło wszystko, co spotykało na swojej drodze, plując i ożywiając, plując i zabijając po raz setny. Tak i teraz gdy ciało odrywa się od framugi, Alva przygotowany jest na wszystko, ale też na nic. Najbezpieczniejsza pozycja. Wsuwa dłoń w kieszeń kurtki, odnajdując na jej dnie zimny kształt kamienia, czerń hematytu, który gładzi kciukiem łagodnie i czule jak ciało kochanki, nacierając go własną energią i chłonąc tą należącą do niego. Opuszka brnie przez wyryte ostrzem symbole, o ostrość kantów. Spojrzenie wypełnione przezorną niepewnością następujących kolejnych sekund zawiesza bez mruknięcia na twarzy Anwara, spływając tęczówkami na zapraszający gest, na miękkie wnętrze jego dłoni. Język nieśpiesznie ociera się przez sklepienie podniebienia, gdy nieme słowa, widoczne jedynie w drgnięciu kącika ust wplatają się w ślinę w formę afirmacji; ziemia mnie wspiera...
   To nie powinno boleć. Pierwszy krok nie powinien drażnić nerwów aż tak bardzo. Niewygoda wdziera się pod skórę, kiedy podeszwa buta przekracza próg. Mrówczy pęd biegnie przez kręgosłup, uderzając w nasadę czaszki. Krótki pisk rodzi się w uchu, choć pojawia się z gwałtownością, przemija w ślimaczym tempie.
  Sam chronił swojej przestrzeni na każdy możliwy sposób. Byłby w stanie trzymać pod progiem dziecięce kości, gdyby tylko miał pewność, że nie trafi za to więzienia. Cel uświęcał środki. Zawsze. I pomimo grającego na ścięgnach poddenerwowania, pomimo niepewności, myśl starał się zachować klarowną; na tyle na ile tylko potrafił. Obecność kota wcale nie pomagała. Smukłe ciało zwierzęcia dekoncentrowało go, bo wiedział, że jeżeli tylko znajdzie się za blisko, pytania stracą swój sens, gdy oczy spuchną, a z nosa puści się niemożliwy do zatrzymania katar. Żałosne. Ludzkie ciało było skrajnie żałosne.
   — Więcej się tego nie dało? — I łapie się od razu, że zamiast stwierdzenia, język roluje się w pytanie. Przewraca sam na siebie oczami, zaraz to biegnąc statyczną źrenicą przez obrys drzwi, ku sufitowi, a z niego spadając na podłogę. Musi wiedzieć, musi wiedzieć wszystko. Nie może też tracić czasu... ten jak zwierze zarażone wścieklizną kręci się w konwulsjach przy kostkach, strasząc, że zaraz ugryzie. Alva nie ma czasu. Nie ma go ani trochę, czując na swoim karku oddech czegoś lub kogoś, kto z każdym kolejny dniem co raz to bliżej, co raz to namacalniej zakłóca spokój. Wyciąga więc z kieszeni płócienne pakunki i w szerokim kroku zbliża się pod kuchenny blat, nie zwracając uwagi na przestrzeń, nie patrząc na dekoracje, nie szukając ukojenia w znajomych znakach, które mógłby zwietrzyć. Okute w metalowe pierścienie palce o dziwo starannie poprawiają zawiniątka, gdy spojrzeniem znów wraca ku twarzy Anwara. Panoszy się, wystarczyło krótkie zaproszenie, a już jak karaluch zawłaszcza sobie przestrzeń.


_________________
ALVA & ANWAR 20.10.23 XEvTqYa
Re: ALVA & ANWAR 20.10.23ALVA & ANWAR 20.10.23 Empty
Sro Lis 15, 2023 8:50 pm
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: