IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: * jericho * :: Redwood :: Casino Royale Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
23 października / Salvestre i Domingo / gabinet Falcone
Domingo Falcone
Domingo Falcone
Dzielnica : Redwood
WHAT WE DO IN THE SHADOWS


Zabawę w organizację przyjęć w hotelu i kasynie radośnie oddał Evelyn. Wcześniej również stronił od zajmowania się tymi aspektami biznesu, wysługując się zaufanymi familiantami i innymi wampirami, bo sam nie należał do imprezowiczów i nie miał pojęcia na temat wymagań ludzkich gości. Nie mógł jednak ignorować zysków, które generowały takie wydarzenia, więc gdy Evelyn była gotowa, to na razie, niby tylko na okres próbny, podjęła ten temat i tak już zostało.
Dzisiejsza impreza nie różniła się niczym od innych o tej porze roku. Obserwował jedynie mrowie gości z góry przez okna ze szkłem refleksyjnym, które uniemożliwiało osobom z zewnątrz dostrzeżenie tego, co kryje się za ciemnymi oknami. Mało kto zwracał na nie zresztą uwagę, skupiając się raczej na stołach do gry i maszynach.
Przebywał właśnie w swoim głównym gabinecie. Zakasał rękawy czarnej, prostej koszuli, przeglądając przedstawione mu raporty. Zyski się zgadzały, mogli świętować. Z sobie tylko znanych pobudek tego nie robił.
Odprawił swoich ludzi za drzwi, gdy w gabinecie pojawił się Salvestre. Nie przepadał za nim. Niby nic osobistego bo Domingo nie należał do osób przykładających uwagę do sympatii i antypatii. Jego zadaniem było utrzymywać chmarę w dobrej kondycji pod nieobecność Marileny i z tego obowiązku wywiązywał się jak należy. Zawsze odczuwał jednak pomiędzy sobą a Forzano niezdrowy dystans, jakby starszy wampir tylko czekał na jego potknięcie, dlatego podchodził do niego z pewną rezerwą. Znał go praktycznie przez całą swoją wampirzą egzystencję i nauczył się już, że za jego pozornie otwartą postawą krył się ktoś z kim należy się liczyć. Przekonał się na własnej skórze.
Nie podobała mu się też jego relacja z Evelyn, choć trudno był oczekiwać, że nie będą mieli ze sobą kontaktu. Chmara była jak trybiki w wielkiej machinie - działały tylko jako kolektyw. Wrodzony egoizm nakazywał jednak obserwować ich z pewną dozą ostrożności. Może nie chodziło tu o zazdrość, bo Falcone wydawał się zbyt pragmatyczny na takie przyziemności, ale coś ewidentnie było na rzeczy. Nie pomagała mu nawet wiedza o tym, gdzie jest ukryta Lucrezia bo użycie jej przeciwko Forzano oznaczałoby podobny ruch z jego strony. Właściwie Domingo się czasem zastanawiał, czy właśnie nie dzieje się to na jego oczach. Problem polegał na tym, że mieli się wzajemnie czym szantażować i oboje doskonale o tym wiedzieli.
Wstał zza biurka i wsunął ręce do kieszeni, ciemnym wzrokiem lustrując przybyłego wampira. Obszedł mebel i przysiadł na nim, chyba tylko z przyzwyczajenia naśladując tak ludzki odruch.
- Coś się stało? - Rzucił.

_________________
dd72975b90e7ce2134352b27f857ac12a9e04793.pnj
not your fool
Powrót do góry Go down
Salvestre Forzano
Salvestre Forzano
Dzielnica : redwood
WHAT WE DO IN THE SHADOWS


Chaos był jego szóstym żywiołem. 
Karmił się nim; uważał za wcale nie mniej pożywny od życiodajnej w ich przypadku krwi. Był jego ocaleniem od marazmu stagnacji, wkradającego się w ich kości z każdym przeżytym nieprawnie rokiem, bo przecież powinni być już dawno martwi, a nie byli. Krążyli po świecie szukając sensu, którego być może mieli nigdy nie odnaleźć jako istoty z natury przeklęte. Trzymał się tego kurczowo, jak ostatniej deski ratunku, nawet jeżeli mógł to porównać tylko do chwytania się brzytwy i odwlekaniu tego, co nieuniknione. Odróżniało go to od pragmatyzmu Domingo i gdyby tylko był bardziej skłonny do autorefleksji, być może właśnie w tym powinien był upatrywać się powodów, które kierowały wyborem Marileny nim jakże egoistycznie postanowiła zapaść w letarg.
Nie miał prawa jej winić, nie miał prawa oceniać, a jednak uwielbiał to robić; pryzmat własnego egoizmu zdawał się jego przepustką do wydawania wyroków, o które nikt nie prosił.
Nawet Forzano musiał jednak przyznać, że w jakiejś bardzo pokracznej mierze współczuł Domingo, któremu nieustannie od dwudziestu lat ktoś patrzył na ręce. Blaski i cienie władzy; tej samej, której Falcone prawdopodobnie nie chciał dzierżyć, a przynajmniej tak wydawało się Salvestre. Miał wiele do powiedzenia na najróżniejsze tematy i niejednokrotnie dawał temu upust, z namaszczeniem nurzając się w irytacji, którą musiał tym wywoływać u ich zastępczego wszak Pana. Forzano był problemem; balansował na granicy dopuszczalności, stale próbując przesunąć akceptowalne granice i nagiąć je do swojej woli. 
Wszystko przez koszmarnie ulokowane namiętności. Te same, do których dążył i które chciał pielęgnować, bo tylko ludzkie odruchy mogły ich ocalić. Może tylko dlatego długie lata temu nie doszło do tragedii. Wszystko zmieciono estetycznie pod dywan, a Salvestre i Domingo udawali z wprawą aktorów na scenie, że wcale nie widać znajdującej się pod spodem kupy gówna.
Był częstym gościem przyjęć w Royale; wśród zgiełku zabawy chociaż na chwilę czuł ułudę prawdziwości wyzutej z plastikowego człowieczeństwa. Poza tym jego zadaniem było pilnować, by nikt nie posunął się za daleko. Błędy mogły być w ich przypadku kosztowne, a choć czasem kusiło ot dla zabawy podłożyć Domingo świnię, nawet mściwa złośliwość Salve miała swoje, dosyć cienkie, granice. Gdzieś w ich obrębie mieściła się też Evelyn.
Wszedł bez pukania, bez słowa przepuszczając osoby wychodzące z gabinetu. Kolejna ułuda, tym razem prywatności, otuliła ich dwójkę w gęstej atmosferze pomieszczenia.
Coś się stało?
Wszystko, nic. 
— Mam sprawę — rzucił krótko, przełykając grudę upokorzenia, że w ogóle musi go informować o swoich planach. Gdyby Marilena tu była, nigdy nie pozwoliłaby mu na podjęcie kroku, który od dłuższego czasu chodził mu uporczywie po powierzchni świadomości. Masochistyczny rodzaj ciekawości popychał do działania. Zgodzi się, czy nie?
— Chcę odzyskać Lucy. 
Trzy słowa; nacisk wywarty na ostatnie z nich. Jakby mówił o przedmiocie lub jakby nie wiedział, gdzie była Lucrezia, choć zdawali sobie z tego przecież sprawę oboje. Jakby nic się nie stało i jakby wszystko to nic nie znaczyło. Obarczył Falcone swoim spojrzeniem, równie ciemnym, co jego własne. Niczym jastrząb wypatrywał reakcji, nikłych zaburzeń niezachwianej równowagi.
Satysfakcja była w zasięgu ręki; pytanie pozostawało, której dokładnie.

_________________
3a7a7c3a7e7a78e247865b09a943c2c13409676d.gifv 86e389e00589a2b4555b55d8e6fc8cb0f8955a58.gifv

# hidin' all of our sins from the daylight

Powrót do góry Go down
Domingo Falcone
Domingo Falcone
Dzielnica : Redwood
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Od momentu w którym Salvestre przekroczył próg gabinetu, Domingo wiedział, że coś zaraz mu się bardzo nie spodoba i nie pomylił się ani trochę. Jeśli jednak Forzano liczył na wyłuszczenie z niego jakichś emocji można było uznać że się przeliczył, bo Falcone zastygł w całkowitym bezruchu.
Skrzyżował ręce na torsie i wciąż bez słowa wpatrywał się w wampira, nie zmieniając pozycji nawet wtedy gdy padło niewygodne imię. Przez głowę przetoczył mu się szereg równie niewygodnych wspomnień, które sprawiły, że skamieniał jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. Miał ochotę zapytać czy przyszedł do niego prywatnie, czy jako do wampira odpowiedzialnego za Chmarę, bo w zależności od tego jego odpowiedź byłaby różna a przy tym całkowicie sprzeczna. Milczał jednak uparcie, ważąc słowa.
Wiedział że ten moment kiedyś nadejdzie i miał szczerą nadzieję, że jeśli tak się stanie to decyzję będzie podejmowała Marilena, bo on sam był w to zbyt uwikłany, żeby odpowiadać z obiektywnej pozycji. Stało się inaczej i była to kolejna kwestia z którą należało się zmierzyć.
- Znasz moje stanowisko w tej sprawie i wiesz, że ci odmówię - powiedział w końcu. Miał wrażenie, że starszy wampir go sprawdza i pewnie pod tym jednym względem się nie mylił. Może słusznie był sprawdzany, bo wrodzony wampirom egoizm chciał uparcie postawić na swoim. Odrzucił myśl o tym co by było gdyby faktycznie ją wybudzili.
Musiał myśleć o Chmarze.
- Została uśpiona z rozkazu Marileny i tylko ona może ci wydać taką zgodę - dodał, pomijając wygodnie całą, zdecydowanie mniej wygodną prawdę. Pominęli wówczas kilka kwestii, Vaduva nie wiedziała wszystkiego. Jak w przypowieści o Salomonie i dwóch kobietach kłócących się o dziecko, wybrali mniejsze zło. To znaczy Salvestre wybrał, bo to on był w tamtej chwili panem życia i śmierci. Może byłoby dla wszystkich lepiej, gdyby podjął wtedy inną decyzję. Minęło przeszło siedemdziesiąt lat, kurz emocji już opadł, ale wspomnienie o tym teraz przyprawiło Domingo o fantomowy ból głowy, na której miał teraz zmartwienia innego kalibru.

_________________
dd72975b90e7ce2134352b27f857ac12a9e04793.pnj
not your fool
Powrót do góry Go down
Salvestre Forzano
Salvestre Forzano
Dzielnica : redwood
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Był niemalże pod wrażeniem stoickiego spokoju Domingo; jeszcze bardziej zapragnął ów spokój zmącić. Żył już tyle lat, że proste, klarowne sytuacje leżały całkowicie poza obszarem jego zainteresowania. Zupełnie jakby potrzebował stałych bodźców, odwracających jego uwagę od nieuchronności upływu czasu, który pozostawiał za sobą jedynie popioły beznadziei.
Mógł ją wtedy zabić. Chciał to zrobić.
Sęk w tym, że pragnął, aby cała jej egzystencja była jedną wielką karą obleczoną w pozory przebaczenia i drugich szans. Sadystyczną przyjemność sprawiało mu obserwowanie, jak wraz z postacią Falcone w jej życiu pojawiła się nadzieja, która w końcu musiała zgasnąć, gdy sprawy potoczyły się za daleko. Ten jeden raz miał kontrolę nad cudzą zdradą; jak lalkarz w groteskowym przedstawieniu. Kurtyna w końcu jednak opadła, a Lucrezia wylądowała w sarkofagu.
Czy Domingo miał mu to za złe? Miał nadzieję, że owszem.
Uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi, unosząc dłonie niczym w geście poddania.
— Teraz ty tu podejmujesz decyzje — odparł w końcu dwuznacznie. Bo przecież tak właśnie było; spokrewnienie Evelyn też było jego decyzją, której Marilena z pewnością by nie pochwaliła. Wygodnie przymykał oczy na wszelkie argumenty przemawiające za tym, że Falcone zadecydował najlepiej, jak wtedy mógł. Musiałby mu wówczas przyznać rację, a tego z pewnością nie zamierzał robić. Nie dzisiaj.
— Więc obudźmy Marilenę — wzruszył ramionami z taką beztroską, jakby rozmawiał o popołudniowej herbacie. Błysnął zębami w uśmiechu, ale trudno było się tam doszukiwać szczerej wesołości. Nie odpuszczał tak łatwo i w tej sytuacji również nie zamierzał dać się odpalantować.
W tym momencie rozdzwonił się telefon. Pierwsze nuty Italo disco w każdych innych warunkach pewnie porwałyby go do tańca, ale teraz był gotów ignorować urządzenie. Chciał odpowiedzi, chciał decyzji, chciał działania. Ktoś był jednak bardzo uparty, więc od niechcenia sięgnął w końcu po smartfon i odebrał, nie wydając się szczególnie zdziwionym, gdy po drugiej stronie usłyszał Evelyn.
W kącikach ust zatańczyło mu rozbawienie.
I mu nie mów.
— Za późno skarbie, stoi obok. Zaraz będziemy — nie czekając na odpowiedź, rozłączył się i bardzo starał, by satysfakcja nie zaczęła mu się wylewać uszami. Domniemywając, że Falcone wszystko słyszał, szarpnął głową w bok wskazując na wyjście.

_________________
3a7a7c3a7e7a78e247865b09a943c2c13409676d.gifv 86e389e00589a2b4555b55d8e6fc8cb0f8955a58.gifv

# hidin' all of our sins from the daylight

Powrót do góry Go down
Domingo Falcone
Domingo Falcone
Dzielnica : Redwood
WHAT WE DO IN THE SHADOWS

Choć to wbrew wampirzej naturze, swój egoizm zamknął w trumnie razem z Marileną, dwadzieścia lat temu. Od tego czasu towarzyszyła mu stała walka, którą raz wygrywał a raz przegrywał. Spokrewnienie Evelyn mimo wszystko uważał za rozsądne posunięcie, które pomogło im lepiej zakorzenić się w Maine. A chociaż skutki odczuwał dotkliwie, nie miało to większego znaczenia - pod tym względem nie obawiał się więc reakcji Marileny.
Problem polegał na tym, że ona nigdy nie powiedziała mu, kiedy ma ją wybudzić. Sprawiał pozory, że jest inaczej i że zostawiła go z nieco bardziej szczegółowymi instrukcjami, ale tak naprawdę zostawiła go z niczym poza zaufaniem. Nie mógł go nadszarpnąć dla własnych zachcianek, tym bardziej, że Lucrezia była bezpieczniejsza tam gdzie była, czyli z daleka od Salvestre.
Tak, to on tu podejmował decyzje i to on wymierzał karę, kiedy skutki czyichś działań mogły na nich sprowadzić kłopoty. A to o co prosił  Forzano tym by się właśnie stało, dlatego nie zamierzał dawać się wciągać w jego gierki.
Coś mu jednak podpowiadało, że ten temat jeszcze wróci, a z każdym kolejnym poruszeniem go, będzie mu coraz trudniej odmówić.
- To jeszcze nie czas - powiedział spokojnie, choć w głębi duszy sama taka ewentualność wywoływała w nim złość. To nie był dobry moment na wybudzanie Marileny, oznaczałoby to wręcz jego osobistą porażkę. Jakby nie potrafił sobie poradzić z wyzwaniami, które stawiało przed nim przywództwo. Nie zamierzał się wikłać w teatrzyk, którego reżyserem był Salvestre, choćby nie wiadomo jak bardzo chciał znowu zobaczyć twarze przeszłości. Poza tym pod skórą czuł, że wie doskonale jaką decyzję podjęłaby Vaduva.
Z grzeczności odwrócił wzrok kiedy wampir odbierał telefon, ale strzępki głosu które uleciały ze słuchawki sprawiły, że po raz kolejny się zagotował.
Nic mu nie mów?
Uczulał Evelyn, że w razie wszelkich problemów pierwszy telefon powinien zostać wykonany do niego. Wiedział,  że popełnił w relacji z młodą wampirzycą wiele błędów i teraz dobitnie dotarło do Domingo, jak ogromne były. Nie skwitował tego jednak w żaden sposób, kryjąc złość i rozczarowanie za maską stoickiego spokoju. Nawet jeżeli miał ochotę zgrzytać zębami.
- Chodźmy.

z/t x2

_________________
dd72975b90e7ce2134352b27f857ac12a9e04793.pnj
not your fool
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: